https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Racja naszego suwerennego bytu

Rozmawiał Roman Laudański [email protected]
- W sprawach polityki zagranicznej nie może być dwóch zdań. To nie jest sprawa naszej racji stanu, tylko wręcz racji naszego suwerennego bytu - uważa Jerzy Pomianowski.
- W sprawach polityki zagranicznej nie może być dwóch zdań. To nie jest sprawa naszej racji stanu, tylko wręcz racji naszego suwerennego bytu - uważa Jerzy Pomianowski.
Rozmowa z profesorem Jerzym Pomianowskim redaktorem naczelnym miesięcznika "Nowaja Polsza".

- Czy Polska przeszkadza Rosji w odbudowywaniu jej mocarstwowego wizerunku?
-Gdyby Rosja planowała marsz na zachód, to samo istnienie Polski stanowiłoby dla niej przeszkodę. Ale wydaje się, że rządcy Rosji doszli do wniosku, iż do odzyskania pozycji mocarstwowej nie jest potrzebna ekspansja terytorialna. Znaleźli lepszą broń - gaz palny, który zastąpił broń palną. Putin i jego ludzie chcą odzyskać pozycję hegemona dzięki zasobom naturalnym. Eksportowi ropy i gazu zawdzięczają wzrost stopy życiowej w Rosji, ale bardziej ich chyba cieszy nowa i większa rola ich kraju na arenie międzynarodowej.

- Surowce trzeba jednak dostarczyć na Zachód...
-... a najprostsze drogi przesyłu rosyjskich surowców strategicznych prowadzą przez Ukrainę i Polskę. Dlatego nie widzę sensu w próbach Gazpromu przebicia innych, wiele kosztowniejszych dróg dostaw, choćby rurą podwodną przez Bałtyk. Jeśli chcą w ten sposób ominąć Polskę, to dają jaskrawy dowód, że nie chcą być dla Europy pożądanym partnerem, ale hegemonem. Nie tylko Polska dopuścić do tego nie chce i nie może.

- Jak skutecznie prowadzić nasza politykę wschodnią, gdy Rosja trzyma w gotowości "pistolet gazowy"?
- Nasza polityka zagraniczna musi być solidarna i jednolita. Nie może zależeć od roszczeń i nacisków partii, związków zawodowych lub klas społecznych - choćby rolników, którzy domagają się zapewnienia im zbytu ich produktów na Wschodzie. Polityka zagraniczna musi mieć bezwzględny priorytet w stosunku do spraw wewnętrznych, włączając w to prezydenckie ambicje. Nasza sytuacja geopolityczna wymaga nie tylko suwerenności Ukrainy, ale ścisłego i rze-czywistego z nią sojuszu. Od dwóch i pół stuleci Polska nie była w tak szczęśliwej sytuacji politycznej jak dziś: przestaliśmy wreszcie być przysłowiowym orzechem między dwoma kamieniami, to zasługa nie tylko naszego uczestnictwa w NATO i w Unii Europejskiej. W 1990 roku ukraińskie referendum ogromną większością głosów zadecydowało o ogłoszeniu przez Ukrainę niepodległości, suwerenności i wyjściu ze Związku Sowieckiego, który miesiąc po tym referendum rozpadł się w Białowieży. Mamy odtąd na wschodzie nie jednego partnera, ale dwóch.

- Co powinno być najważniejszym celem naszej polityki zagranicznej?
- Utrwalenie tej nowej sytuacji geopolitycznej. Jest na to jeden tylko sposób - przekonać Ukraińców, że to ich sąsiad zachodni, Polska, nie myśli o dominacji nad nimi ani o powrocie do dawnych granic. Tak jest, z obu stron wymaga to wciąż wysiłków. Zamiast święcić uroczyście rocznicę wołyńskiej rzezi sprzed 65 lat (co propaguje poseł Kalinowski) i biadać bezsilnie nad profanacją katolickiej świątyni we Lwowie przez prawosławnych fanatyków, trzeba wspólnie uczcić ofiary dawnych walk. I potępić wspólnie podżegaczy. Pokój zawiera się nie z aliantem, tylko z wczorajszym wrogiem.

Skądinąd zaś niewiele spodziewam się po wizycie premiera Tuska w Rosji. Premier jedzie do Moskwy w pozycji osłabionej przez brak poważnej i wiążącej ugody z Ukrainą, jaką trzeba było zawrzeć zawczasu

- Czy pomoże nam w tym NATO I UE? Nie należy do nich Rosja ani nawet Ukraina.
- NATO i Unia Europejska - przypomnę powstały nie tylko dla wygód handlowych, ale głównie po to, by kanalizować konflikty na naszym kontynencie, gdzie dotąd zaczynały się wszystkie niemal wojny, z dwiema wielkimi włącznie. Konflikty są nieuniknione i nie zlikwidujemy ich za pomocą pacierza i bezsilnych instytucji, jak dzisiejsza ONZ. Należy tylko kanalizować je w sposób cywilizowany, w ramach odpowiednich i aktywnych instytucji. A konflikty między Polską a Rosją nie są kanalizowane skutecznie i rzetelnie. Rosja nie należy do wielu organizacji międzynarodowych, gdzie po pierwsze - należy jej się godne miejsce, po drugie gdzie obowiązują reguły, jakich musiałaby przestrzegać, po trzecie gdzie nie można być hegemonem. Przykładem WTO (Światowa Organizacja Handlu) i OECD. Właśnie dlatego chwalę inicjatywę rządu Tuska, który odrzucił zasadę polskiej obstrukcji, mającej utrudnić wejście Rosji do tych stowarzyszeń.

Sprzyjało (i sprzyja!) temu objęcie rządów przez Julię Tymoszenko, stanowczą i roztropną zwolenniczkę związków Ukrainy z Zachodem. Nasza pozycja przetargowa byłaby nieporównanie mocniejsza, a rząd rosyjski skłonniejszy do ugody już nie w cztery tylko oczy.

Dzieje się tak, mimo obecności w gabinecie dyplomatów tak doświadczonych, jak Władysław Bartoszewski i głów tak otwartych i czynnych, jak Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych. W praktycznym użyciu wciąż są anachroniczne poglądy na politykę wschodnią. Dziwi, iż rymują się one z jurajskimi koncepcjami tej sporej części polityków rosyjskich, którzy ciągle jeszcze myślą, że rozpad Związku Sowieckiego oznaczał tylko przerwę na papierosa.

- Trudno mówić o przypadku, gdy przed wizytą polskiego premiera w Moskwie pojawia się artykuł podważający sowiecką odpowiedzialność za zbrodnię w Katyniu.
- Nie wnikajmy nawet w treść i argumentację, którą poważna dotąd gazeta przepisała z faszystowskich szmat, takich, jak "Nasz sowremiennik". Dowodzi to jedynie, że Tusk będzie miał w Moskwie więcej kłopotów niż się wcześniej spodziewał. I zamiast mówić o konkretnych i konfliktowych sprawach z Rosją, będzie mówił o zaszłościach należących do Sądu Najwyższego i historyków. To rosyjski organ sądowy powinien wreszcie potępić sprawców ohydnej zbrodni w Katyniu. A historycy powinni się spotkać w komisji do spraw trudnych. Po to m.in. buduje ją profesor Rotfeld. O takim finale naszych sporów myśli rosyjska inteligencja, bez której żadna władza prochu nie wymyśli.

Ma się wrażenie, że nawet ten rząd, budzący tyle nadziei, nie zdaje sobie sprawy z konieczności uznania pierwszeństwa polityki zagranicznej w stosunku do wszelkich roszczeń i problemów wewnętrznych

- Premiera Tuska mogą czekać w Moskwie także zarzuty związane z niedawnym zablokowaniem naszej wschodniej granicy.
- Nasze wejście do strefy Schengen przysporzyło kłopotu Ukraińcom, Rosjanom i Białorusinom. Nie jest to wina obecnego rządu. Przecież to powinno być rozpatrzone przez tych panów i panie, które zajmowały się polityką zagraniczną wtedy, kiedy rokowano o warunkach naszego wejścia do strefy Schengen. Ówczesny brak troski o los Ukraińców, odgrodzonych nową kurtyną od Polski i Zachodu, sam przez się świadczy o poziomie koncepcji i charakterze praktyki, uprawianej wtedy na tak ważnym polu. Zwalanie całej winy na rząd pracujący od sześćdziesięciu dni jest nielojalne. Nastąpiła - na szczęście - w tej dziedzinie pewna paradoksalna zmiana. Postawa Moskwy - jeśli jest istotnie zgodna z głosem "Niezawisimej Gaziety" skłoniła, jak się zdaje, dwa konkurujące ośrodki - rządowy i prezydencki - do zrozumienia, że tu trzeba działać ręka w rękę, solidarnie, bo w sprawach polityki zagranicznej nie może być dwóch zdań. To nie jest sprawa naszej racji stanu, tylko wręcz racji naszego suwerennego bytu.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska