- Z powodu raka piersi żona leczy się w bydgoskim Centrum Onkologii. W poniedziałek (8 grudnia - przyp. red.) miała rozpocząć napromieniowanie, tymczasem usłyszała, że jest zakaz przyjmowania pacjentów - żali się nasz Czytelnik (nazwisko wyłącznie do wiadomości redakcji).
Mężczyzna twierdzi, że w szpitalu nikt nie był w stanie podać konkretnej przyczyny wstrzymania przyjęć. - Podobno jest jakaś reorganizacja. Co teraz? Czy żona ma umrzeć? - pytał rozgoryczony.
To pierwszy od prawie roku sygnał, że placówka ogranicza przyjęcia chorych na radioterapię. Tak było w drugiej połowie 2013 r. i w pierwszych tygodniach obecnego. Wtedy lecznica przyjmowała tylko tylu pacjentów, na ile pozwalał kontrakt z NFZ. Dlatego na radioterapię chorzy czekali po kilka miesięcy.
Zobacz także: "Mikołajki dla Bartka". Uczniowie zbierali pieniądze na leczenie kolegi z Grudziądza [zdjęcia]
Sytuacja zmieniła się radykalnie, po 20 stycznia, kiedy ówczesny szef Zbigniew Pawłowicz ujawnił, że znosi limity, ale tylko w przypadku pacjentów ze zdiagnozowanym nowotworem.
Co obecnie jest przyczyną odmowy hospitacji pacjentów w zakładzie radioterapii? - Rozpoczęliśmy proces przekształcenia dwóch zakładów radioterapii w jeden oddział. Zasadniczy cel to zmniejszenie liczby łóżek - z 70 do 35 - wyjaśnia prof. Janusz Kowalewski, od wczoraj nowy dyrektor RCO.
W rozmowie z "Pomorską" zapewnił, że termin zmian będzie przesunięty na początek 2015 r.
Więcej w wydaniu papierowym Gazety Pomorskiej lub w e-wydaniu.
Czytaj e-wydanie »