Przed startem zapowiedział, że będzie jechał bardzo uważnie, starając się jednak przebić do przodu.
Na drugim etapie, w potwornym kurzu, „wciągającym błocie” oraz temperaturach sięgających 50 stopni, krakowianin - jak podliczył -wyprzedzał aż blisko 50 razy. To dzięki temu awansował z 25. na 16. miejsce (odległa pozycja to efekt wywrotki na pierwszym etapie - mocno się na nim potłukł, ale nic poważnego mu się nie stało).
- Dzisiaj będę miał przed sobą zdecydowanie mniej rywali niż wczoraj. Zamierzam więc krok po kroku, ale bez nadmiernego ryzyka, piąć się w górę. Chcę skoczyć w klasyfikacji przynajmniej o kilka oczek. Dla mnie rajd dopiero się zaczyna - mówił przed środowym etapem. I na trasie z San Miguel de Tucuman do San Salvador de Jujuy - do pokonania było 780 km, w tym 364 km odcinka specjalnego - konsekwentnie trzymał się tego planu.
Wyruszył jako 16. quadowiec. Już na pierwszym punkcie kontrolnym był 10., potem 11. i 9. W pewnym momencie awansował nawet na 6. miejsce. Jednak później po południowoamerykańskich wertepach podróżował ze zmiennym szczęściem.
- To dopiero początek. Prawdziwe wyzwania dopiero przed nami, w Boliwii - podkreślił Rafał Sonik.