Mijająca zima nie była łatwa dla Pogotowia Ratunkowego we Włocławku. W stosunku do lata 2005 liczba wyjazdów wzrosła niemal dwukrotnie. Mnóstwo pieniędzy wydano na paliwo dla karetek oraz na olej opałowy, którym ogrzewane są pomieszczenia stacji. Wraz z końcem zimy nadeszła jednak
dobra wiadomość
Samorząd województwa kujawsko-pomorskiego przekazał stacji ponad milion złotych na zakup potrzebnego sprzętu. - Dobiegają końca umowy leasingowe, już ogłosiliśmy przetarg na zakup nowych samochodów oraz potrzebnego sprzętu, jak respiratory czy defibliratory - mówi Ewa Krysińska-Błasz-czyk, dyrektor stacji. - Przeznaczymy na to pieniądze, które dostaliśmy od samorządu województwa oraz około 30 tysięcy złotych z własnego budżetu.
Stacja dysponować będzie
siedmioma doskonale wyposażonymi karetkami oraz trzema tak zwanymi "transportówkami", których zadaniem jest nie tylko przewóz chorych do innych placówek, ale także obstawianie meczów i innych imprez masowych, gdzie niezbędny jest nadzór ratowników medycznych.
Wśród blisko 150. pracowników włocławskiego pogotowia ponad 40 osób to lekarze, pozostali to pielęgniarki i ratownicy, niewielu pracowników administracyjnych i... zaledwie dwóch sanitariuszy, zastępowanych systematycznie przez ratowników medycznych. Nie tylko nowych. Wielu dotychczasowych sanitariuszy, po ukończeniu specjalistycznego szkolenia, zdobywa uprawnienia ratowników medycznych.
Włocławska Stacja Pogotowia Ratunkowego ma już trzy oddziały, oficjalnie zwane rejonami działania. Znajdują się w Kowalu, Chodczu i Lubrańcu.
Zmiany są więc ogromne
choć najmniej zauważają je... pacjenci. - Nadal jesteśmy wzywani w każdej niemal sprawie, praktycznie co drugi wyjazd jest bezzasadny - mówi dyrektor E. Krysińska-Błaszczyk. Każdego dnia karetki pogotowia wyjeżdżają do chorych średnio 50-60 razy, w nocy jest ok. 40 wezwań.
**
