Głupie żarty. Zabawa. Chęć zaimponowania przed znajomymi. Niestety, mimo próśb czy apeli, ciągle zdarzają się fałszywe wezwania służb ratunkowych.
Zgadza się. Mamy wezwanie: „Leży człowiek, nie oddycha, prowadzimy reanimację!”. Przyjeżdżamy na miejsce – pacjenta nie ma. Inny przykład: „Doszło do wypadku komunikacyjnego, w samochodzie są zakleszczeni ludzie i krwawią, nie poruszają się”. Przyjeżdżamy - brak zdarzenia. Kolejny przykład: „Pomocy, dławi mi się dziecko. Ratujcie, jest już sine!”. Pędzimy karetką – na miejscu nikt nie otwiera drzwi. Wzywamy policję i straż pożarną, wyważamy te drzwi i co się okazuje? W mieszkaniu nikogo nie ma. Mógłbym tak wymieniać bez końca... Takie dramatyczne wezwania telefoniczne, czasami wręcz błagania o ratunek, że ktoś potrzebuje pilnie pomocy – w regionie są cały czas. Brzmią niepokojąco i realnie, stąd dyspozytor bez wahania wysyła ambulans w trybie pilnym. Wyjeżdżamy jako pojazd uprzywilejowany - w kodzie pierwszym, bo życie ludzkie jest zagrożone. Pędzimy na włączonych sygnałach świetlnych i dźwiękowych, bo liczy się czas. A tu niespodzianka… Po dotarciu zespołu ratownictwa medycznego na miejsce wezwania okazuje się, że nie ma tam pacjenta z zatrzymanym krążeniem lub osoby poszkodowanej w wypadku, bo do niego w ogóle nie doszło. Że w ogóle nie ma żadnego stanu zagrożenia zdrowotnego! Jeszcze przez jakiś czas szukamy pacjenta, bo może ktoś w stresie pomylił adres - upewniamy się, dopytujemy okolicznych mieszkańców. A czas biegnie… I wreszcie uświadamiamy sobie, że to było fałszywe wezwanie. Głupi żart. Takich każdego roku mamy w województwie kilkadziesiąt.
Niekiedy przyjazd zespołu ratownictwa medycznego jest dodatkowo przez sprawców, żartownisiów, filmowany z ukrycia i z oddali.
I niestety, mają oni dobrą zabawę, widząc, jak ratownicy nerwowo się rozglądają, szukają i w efekcie nikogo nie znajdują. Takie zachowanie to igranie z ludzkim życiem, bo w tym czasie ktoś inny może faktycznie potrzebować pomocy medycznej. Gdzieś, ktoś inny w tym czasie, umiera! Ktoś inny się dławi, dusi czy ma silny krwotok, zatrzymanie krążenia, a nie ma ambulansu, żeby wysłać do niego pomoc, bo ostatni wolny zespół ratownictwa właśnie wyjechał do fałszywego zdarzenia. Dramat ludzki gotowy, bo w wielu realnych przypadkach trzeba szybko wdrożyć medyczne czynności ratunkowe, żeby dać komuś szansę na przeżycie. Dać szansę na wyjście ze szpitala bez powikłań – to jest nasz główny cel. Często w rzeczywistości, gdy zespół ratownictwa udaje się do fałszywego zdarzenia, to do tego prawdziwego, w rejonie operacyjnym, nie ma komu pojechać i wtedy jest wysyłany ambulans na przykład z innego miasta, powiatu. Czas się wydłuża, a pacjent nie może czekać…
Ten pędzący na sygnale zespół ratownictwa też jest zagrożony...
Jak najbardziej. W takiej sytuacji są zagrożeni nie tylko medycy w ambulansie, ale też inni uczestnicy ruchu drogowego, w tym piesi, ponieważ na drodze mogą zdarzyć się różne sytuacje. Kierowcy, gdy usłyszą lub zobaczą jadący na sygnale ambulans, zachowują się czasem irracjonalnie, gwałtownie przed nim hamują, również na zakrętach i wzniesieniach. Jadą blisko za ambulansem albo mu ustępują w ostatniej chwili, bo w aucie słuchają głośno muzyki, nie patrzą w lusterka i nie tworzą w porę bezkolizyjnego przejazdu dla karetki, czyli korytarza życia. Z kolei piesi usiłują przejść po pasach zakładając, że pędzące na sygnale pogotowie ich przepuści lub nie słyszą karetki, bo mają na uszach słuchawki z głośną muzyką... Z drugiej strony, kierujący ambulansem – mimo że jedzie szybko – musi zachować szczególną uwagę i ostrożność. Głównie wtedy, gdy zbliża się do sygnalizacji świetlnej, skrzyżowania, przejścia dla pieszych.
Kto najczęściej jest autorem tych fałszywych wezwań pogotowia?
Do dyspozytorów medycznych dzwonią często osoby młode - tak dla kawału, żartu. I żeby potem pochwalić się nagraniem oraz tym „wyczynem” przed znajomymi na imprezie lub w social mediach – tu, żeby się „klikało”. Ale nie tylko...To są też osoby pod wpływem alkoholu, środków odurzających. Niestety wszyscy, którzy wprowadzają nas w błąd, uświadamiają sobie ten fakt dopiero wtedy, gdy ustali oraz zlokalizuje ich policja i dojdzie do nich, że grozi im bolesna kara. Albo gdy wytrzeźwieją. I wtedy przychodzi refleksja: „A co by było, gdyby w tym czasie takiej pomocy potrzebowała moja mama, ktoś z rodziny albo nawet ja sam? Sama?”. Choć taka refleksja nie jest zawsze…
Przypomnijmy, jaka kara grozi za fałszywe wezwanie karetki.
Zgodnie z Kodeksem Karnym „kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia (…)" podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Jeśli sprawca takiego czynu zawiadamia o więcej niż jednym zdarzeniu, podlega karze pozbawienia wolności od 2 do lat 12. Ale nie kara jest tu, w mojej ocenie - najważniejsza. Tu bardziej chodzi o to, aby szanować numer alarmowy - 112 i numer pogotowia ratunkowego – 999, czyli aby wybierać je świadomie i tylko w stanach nagłego zagrożenia zdrowotnego. Pogotowie ratunkowe to nie taxi ani przychodnia na kółkach. Jak sama nazwa wskazuje – pogotowie jest ratunkowe, a to oznacza, że ratuje życie!
Jest jeszcze nieuzasadnione wezwanie ambulansu.
Nieuzasadnione to nie to samo, co fałszywe. Zacznę od tego, że – według Ministerstwa Zdrowia - tylko w 2022 roku zespoły ratownictwa medycznego wyjechały „niepotrzebnie” do pacjentów, ponad 2 mln razy. To stanowiło aż 40 proc. wszystkich wezwań. A nieuzasadnione zdarzenie to takie, które nie jest stanem zagrożenia zdrowotnego i nie jest nagłe. Mówiąc krótko: pacjenci dzwonią i wzywają nas w sytuacjach, w których mogą i powinni poradzić sobie sami. Czyli np. powinni wziąć tabletkę przeciwbólową lub rozkurczową, powinni sami udać się do POZ lub izby przyjęć, wezwać lekarza rodzinnego do domu, a nie zespół ratownictwa medycznego. Zauważamy, że w takim zachowaniu dominują mieszkańcy dużych miast, natomiast ci z mniejszych miejscowości, wiosek są bardziej zaradni i sami potrafią poradzić sobie w takich sytuacjach.
Dlaczego tak jest?
Bo – choć w dużych miastach jest większy dostęp do POZ i szpitali – to jednak w tych aglomeracjach obserwujemy większą niezaradność i roszczeniowość pacjentów. Często funkcjonują oni w myśl zasady: „Płacę, to żądam!”„Nie będę stał w kolejce.” „Nie mam czym dojechać do POZ”. A przypomnę, że w Polsce jeden ambulans przypada na 22 tys. mieszkańców. Co prawda średni czas dojazdu w skali miesiąca nie może być dłuższy niż 8 min., ale nigdy taki ambulans nie będzie natychmiast u pacjenta, więc wzywajmy pogotowie ratunkowe „z głową”.
To do jakich konkretnych sytuacji jest niezasadnie wzywane pogotowie?
Często po zaświadczenie o stanie zdrowia, o przedłużenie lub wypisanie recepty, o zmianę leków, opatrunku. Po to, aby przetransportować chorego do szpitala na planowe przyjęcie albo do sprawdzenia stanu zdrowia – tak profilaktycznie (!). Do wystawienia zwolnienia lekarskiego, skierowania do szpitala lub specjalisty POZ. To są też drobne skaleczenia, temperatury, bóle gardła, przeziębienia, bóle miesiączkowe, a nawet bezsenność. Niestety, często w tych przypadkach dyspozytor medyczny jest okłamywany - wezwanie brzmi bardziej dramatycznie, a na miejscu zastajemy diametralnie inną sytuację - jedną z tych, które wymieniłem.
Także w tych nieuzasadnionych przypadkach pogotowie wzywają często osoby po spożyciu alkoholu?
To prawda. Wtedy zazwyczaj nasza wizyta kończy się brakiem rozpoznania, bo nic takiemu pacjentowi nie jest – wypił zbyt dużo alkoholu i zdążył zasnąć, stąd nasze przybycie kończy się jego obudzeniem. Zdarza się też, że w miejscach publicznych ktoś nie podejdzie na przykład do leżącej na ławce osoby tylko z daleka na nią popatrzy, przejedzie obok autem i … wezwie pogotowie. W takiej sytuacji wskazane jest, aby do niej jednak podejść i sprawdzić, czy jest świadoma, prawidłowo oddycha, ma oznaki krążenia oraz - co najważniejsze – czy potrzebuje pomocy. Bo często – jak się okazuje po przybyciu medyków - taka osoba, będąc choćby pod wpływem alkoholu, tylko śpi i żadnego wsparcia medycznego nie potrzebuje. Pamiętam, jak kobieta wezwała pogotowie, bo jadąc autem po jednej z ulic Torunia zobaczyła kucającego mężczyznę pod blokiem. Okazało się, że w tej pozycji po prostu na kogoś czekał. Przypomnę, że kary za blokowanie numeru alarmowego 112 lub 999 są takie same, jak w przypadku wykroczenia związanego z niezasadnym wezwaniem pogotowia ratunkowego. Jest to areszt, ograniczenie wolności albo kara grzywny do 1,5 tys. zł.
Polacy opracowali lek na śmiertelną chorobę
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?