Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Region bez siły grawitacji

Jacek Deptuła jacek.deptuł[email protected]
Zestaw spadochroniarzy na majowe wybory do Parlamentu Europejskiego fatalnie świadczy także - a raczej przede wszystkim - o lokalnych "elitach” politycznych regionu.
Zestaw spadochroniarzy na majowe wybory do Parlamentu Europejskiego fatalnie świadczy także - a raczej przede wszystkim - o lokalnych "elitach” politycznych regionu. archiwum
Jest sukces naszych polityków: pod względem "umarszałkowienia" w parlamencie województwo jest najlepsze w kraju

W czasach PRL sekretarze partii chcąc podkreślić wagę swoich słów szeptali: "W tym gronie możemy to sobie powiedzieć".

Zatem i dziś, w naszym gronie, możemy to sobie powiedzieć: Jacek Rostowski, "jedynka" na kujawsko-pomorskiej liście PO do Brukseli, jest pier-wszym spadochroniarzem, który nie wyklucza, że zamieszka "w Bydgoszczu, mimo iż z Bydgoszczem ma problem".

Ta groteskowa wpadka byłego wicepremiera, który jeszcze nie znalazł na mapie "Bydgoszcza" świadczy o rządzącej w województwie PO i jej uległości wobec centrali (podobnie było pięć lat temu z pierwszym miejscem Ryszarda Czarneckiego z PiS).

Trudno powiedzieć czy Otylia Jędrzejczak - druga na liście PO - wolałaby mieszkać w "Bydgoszczu". Od kilkunastu dni nie odbiera telefonu i nie pojawia się w "swoim" okręgu wyborczym. O złotej, zasłużonej dla polskiego sportu medalistce na pewno wiadomo tylko to, że nic nie wiadomo o jej dorobku politycznym. Kazimiera Szczuka natomiast, "jedynka" na liście Twojego Ruchu Janusza Palikota, odwiedziła już kilka razy region. O jej dokonaniach politycznych też niewiele wiadomo, natomiast przedstawiana jest jako intelektualistka, genderystka, feministka i wreszcie celebrytka.
Taki zestaw spadochroniarzy na majowe wybory do Parlamentu Europejskiego fatalnie świadczy także - a raczej przede wszystkim - o lokalnych "elitach" politycznych regionu.

Niemi baronowie

Wyobraźmy sobie, że wśród "elit" regionu są partyjni baronowie. Posłuchajmy więc: kujawsko-pomorski baron PO Tomasz Lenz? Brzmi żartobliwie. Albo baron PiS Czarnecki? Śmiech. To może baron SLD Krystian Łuczak? Na pewno nie. Tytuł barona PSL też nie pasuje do Eugeniusza Kłopotka. W kolejce do tytułu mógłby stanąć rzecznik sejmowego klubu PO Paweł Olszewski, ale byłoby to nadużycie.
To może inaczej: wpływowy w kręgach parlamentarnych i rządowych wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich... Nie. A zasłużony dla Kujaw i Pomorza wicemarszałek Senatu Jan Wy-rowiński? Też nie. Nieprawdą byłoby również nazwanie kujawsko-pomorskim lobbystą Radosława Sikorskiego, szefa polskiej dyplomacji. Natomiast podsekretarz stanu w resorcie sportu Grzegorz Karpiński objął w styczniu tekę wiceszefa ministerstwa spraw wewnętrznych i tyle wiadomo o jego zasługach dla regionu.
To może wojewoda Ewa Mes? Większość mieszkańców regionu absolutnie nie kojarzy przedstawiciela rządu, a cóż dopiero mówić o stołecznych salonach politycznych.

Wojowniczy "bękart"

Pierwszym skojarzeniem, jakie nasuwa się stołecznym politykom rozmawiającym o województwie to "wojna bydgosko-toruńska". Nie wiadomo, co gorsze - czy "bękart pewnej nocy parlamentarnej", jak o naszym regionie mówiono w 2000 roku? - Byłem ostatnio dwa dni w Warszawie - mówi socjolog dr Grzegorz Kaczmarek - i od razu mnie nagabują, co właściwie dzieje się w Bydgoszczy i Toruniu. A ja dorabiam ideologię, próbuję jakoś wytłumaczyć, bo mi trochę wstyd. Media i politycy nie powinny grać tą kartą i przekonywać nas o własnej zaściankowości.

Senator Jan Rulewski nie ukrywa, że przepaść dzieląca region od innych i jego strukturalna słabość wynika z "wielkiej emigracji" ośrodków władzy, przede wszystkim samorządowej. - Dlatego, że partie zawłaszczyły samorządy, które w ten sposób utraciły cnotę i stały się ich zakładnikami.

Przykład pasywności marszałka sejmiku Piotra Całbeckiego, udekorowanego w uznaniu dokonań samorządowych (sic!) orderem Polonia Restituta, jest nader wymowny. Lider, który nie potrafi rozwiązać kluczowych dla dwóch milionów ludzi spraw, zdaje się na minister Elżbietę Bieńkowską. Bo podobno tylko ona jest w stanie wymyślić coś, aby "region rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej". Rulewskiemu rzeczywiście przypomina to coraz bardziej czasy PRL: - Niech góra to wszystko załatwi?! Nie wierzymy we własne siły, jesteśmy skłóceni i zdezintegrowani. Stąd brak siły przebicia i zgoda na spadochroniarzy na listach wyborczych.

Socjolog bydgoskiego UKW dr Grzegorz Kaczmarek wspomina, że region już w latach minionych miał spadochroniarzy. Był wojewoda Zbigniew Hoffmann z Poznania i Józef Rogacki, bodaj z Kalisza. - Zjawisko spadochroniarstwa wynika z filozofii i taktyki działania partii, które chcą za wszelką cenę zdobyć władzę.

Partyjni sztabowcy mówią: dajmy znaną twarz, "ciemny lud to kupi". Klasycznym przykładem jest właśnie Otylia Jędrzejczak, która nie ma doświadczenia politycznego. To wręcz pogardliwe wobec obywateli. Skuteczność przeważa nad przyzwoitością - znane twarze mają wygrać plebiscyt.
Wicemarszałek Senatu Jan Wyrowiński z odcieniem dumy powiada, że Kujawy i Pomorze też mają swoje znane twarze: - Pod względem liczby wicemarszałków mamy pierwsze miejsce w kraju! A Jacek Rostowski jest rozpoznawalny w świecie. Poza tym to nie jest parlament regionalny, tylko europejski.
Niby racja, ale w takim razie dlaczego Bruksela zajmuje się problemami unijnych regionów? - chciałoby się zapytać.

Blisko do ściany

- Wenderlich, Wyrowiński? Oni uczestniczą i utrzymują się z czystej gry parlamentarnej. Jakie projekty polityczne w skali kraju kojarzą się z naszymi wicemarszałkami? Żadne. Nie, to zupełnie inna waga aniżeli Sikorski - tłumaczy toruński socjolog prof. Andrzej Zybertowicz. - Ale nie o indywidualne osoby chodzi w tej sprawie.

Profesor pamięta nie tak dawne badania, które przeprowadzał jego zespół: - Przegląd statystyk w wielu kluczowych parametrach wykazał, że wyprzedzaliśmy tylko województwo warmińsko-mazurskie. W skali makro ta słabość infrastrukturalna regionu musi skutkować słabością lokalnych elit. Ona powoduje, że ambitni zwodo-wo, biznesmeni, prawnicy, artyści, lekarze, także politycy idą do większych ośrodków. Stwarza to coraz gorszą jakość gleby, na której mogą rosnąć talenty polityczne.
Najprościej mówiąc - Kujawy i Pomorze w wyniku słabości infrastrukturalnej zatraciły moc grawitacyjną, która przyciągałaby najambitniejszych mieszkańców.

Kłopot z tożsamością

Nieco inną tezę postawił znakomity polski reżyser teatralny Paweł Łysak. Nie można zarzucić mu braku obiektywizmu - dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy nie pochodzi znad Brdy, pracował m.in. w Warszawie i Poznaniu. Tutaj stworzył świetną, otwartą na poszukiwania scenę, za co w 2009 roku został uhonorowany Paszportem "Polityki".

- Tu nie ma odpowiedniej gle-by - konstatuje z goryczą. - Mam wrażenie, że region boryka się ze swoją tożsamością, a raczej jej brakiem. Źródłem sukcesu powinny być uniwersytety i elity, które kształcą i inspirują. Wielką wygraną Torunia jest to, że UMK został zbudowany na bazie Uniwersytetu Wileńskiego, to był zaczyn.

- Niestety, przez wiele lat obserwowałem nierównowagę między dwoma największymi miastami. - Rozumiem władze Bydgoszczy, które walczą o równość i partnerstwo. Do teraz nie pojmuję swoistej sprawiedliwości podziału unijnych środków. Dlaczego Toruń ma dostawać dwa razy więcej?
Zdaniem artysty miasto Kopernika ma zdecydowanie lepszy wizerunek w kraju, ale głównie za sprawą lobbingu tamtejszych polityków. Zatem konie-czny, wręcz niezbędny byłby jakiś kujawsko-pomorski okrągły stół. - Tego się nie zrobi z poniedziałku na wtorek, ale warto o tym mówić i pisać. Macie za du-żo do stracenia.

W rezultacie konfliktu miast nad Brdą i Wisłą nie ma poczucia dumy z regionu, brakuje mozolnego budowania jego pozycji. Znakomite położenie w centrum kraju zamiast tętnić inwestycjami staje się białą plamą kojarzoną przede wszystkim z "tyfusami" i "krzyżakami". - Trudno więc się dziwić - kończy Łysak - że wciskają wam spadochroniarzy, że politycy nie liczą się w Warszawie. A jeśli oni są słabi, to słabe są także sztaby partyjne, zaplecze choćby w postaci prawników i politologów.

Dr Grzegorz Kaczmarek dodaje, że skoro moc sprawcza polityków regionu jest tak słaba, wykorzystują to partyjne centrale w Warszawie. Najlepszy przykład - kandydatura Kazimiery Szczuki od Palikota czy Otylii Jędrzejczak. - Model wodzowoski dominuje wśród naszych partii - tłumaczy socjolog. - Ale przecież Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński nie zajmują się osobiście życiorysami kandydatów. Musi więc być jakieś "politbiuro" doradcze z dostępem do ucha szefa. No bo jak inaczej niż jakimiś towarzyskimi związkami można wytłumaczyć kandydaturę naszej pływaczki, która - podejrzewam - nigdy nie zajmowała się polityką?
No i wtedy trzeba gorączkowo szukać na mapie miasta Fordonu, Kaszczorka czy - w tym "Bydgoszczu" Jachcic.

Tymczasem gdyby rzeczywiście uczciwie połączyć potencjały kujawsko-pomorskich miast, gdyby dać parę w kujawsko-pomorskie koła, a nie lokalne gwizdki, mielibyśmy szanse konkurować nawet z Wielkopolską i Pomorzem. Ale siedem lat rządów Platformy w regionie to siedem straconych szans. Do zgody daleko, do ściany wschodniej blisko.
Słowem - ściana.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska