Nastolatek z Bydgoszczy jest fanem motoryzacji. Nie ma jeszcze prawa jazdy ani samochodu, ale zdjęć na Facebooku - wiele. Na każdym stoi na tle pięknej, drogiej fury. Uwagę przyciągają nie tylko fotki, ale też podpisy. Chłopak wstawia komentarze (podajemy pisownię oryginalną) typu: „Weckend we dwoje”, „My dwóch w mieście Toruń” albo „Ja i moje dzadzko”.
O cacko mu chodziło, no i o pozytywne reakcje znajomych. Pisząc o dwojgu, nie ma na myśli przykładowo siebie z dziewczyną, ale właśnie siebie plus samochód. W postach zachęca do korzystania ze swoich usług - jak określa - naprawczo-samochodowych. Poleca się ponadto jako osoba, która sprowadza z zagranicy samochody na życzenie klienta. Podaje nawet cennik za „doractwo” i transport samochodu do kraju.
Ballada o januszku
Wspomniany chłopak kreuje się na właściciela serwisu samochodowego i posiadacza kilku drogich aut oraz na podróżnika. Kto go zna, ten wie, że młodzieniec ukończył szkołę podstawową, potem uczył się na mechanika, ale został wyrzucony z listy uczniów i z praktyk. Później ów nastolatek pracował w paru zakładach mechanicznych, ale najdłużej wytrzymał kilka tygodni. Zawsze odchodził z własnej woli, bo mu się nie podobało. Zagranicą nigdy nie był (nie licząc zagranicy Bydgoszczy).
Od końcówki 2024 roku chłopak jest bezrobotny (o tym wiedzą jego najbliżsi kumple), ale do tego na forum się nie przyznaje. Pozostaje na utrzymaniu rodziców. Brnie w historyjkę, że jako rozchwytywany szef firmy jeździ do klientów w całym województwie i naprawia im samochody na miejscu. W rzeczywistości zwiedza region, podróżując pekaesem, a auta, na tle których strzela sobie kolejne fotki, należą do przypadkowych osób. Akurat zaparkowały na drodze, po której szedł. To nie tak, że codziennie pojawia się w innym mieście. Podaje różne nazwy miast na potrzeby internetu, chociaż często robi selfiaki w Bydgoszczy, w różnych jej lokalizacjach.
Nastolatek śledzi opinie, jakie ukazują się pod jego postami. Jak jakiś kolega demaskuje kłamstwa i wstawia uwagę pod zdjęciami, to on od razu kasuje taki komentarz i blokuje autora wpisu. Można by rzec, że chłopak jest wschodzącym januszem biznesu (nie mylić z rekinem biznesu). Otóż janusz - celowo z małej litery - biznesu to ktoś, kto chce zarobić, ale się nie narobić, a najlepiej znaleźć naiwniaków, którzy będą mu płacić prawie za nic, czyli za cwaniakowanie.
Januszowych zachowań jest wiele. Prywatny przedsiębiorca, zatrudniający kilkunastu pracowników, jest zapraszany na konferencje i bankiety. Nie zawsze wybiera się z partnerką, lecz zawsze z reklamówką. Gdy bankiet będzie się kończył, a cateringowe dania jeszcze będą na stołach, to on zrobi rundę i spakuje trochę jedzenia do worka.
Gościna w barze
Inny janusz długo obiecał swoim podwładnym zaprosić ich z okazji 10-lecia na 2-dniową firmową imprezę. Ekipa nastawiała się na pobyt w hotelu, ewentualnie ośrodku spa. Biznesmen zaprosił jednego dnia na obiad do baru mlecznego, nazajutrz do kina, przy czym bilety załatwiła mu pracownica. To były darmowe wejściówki. Takie, jakie np. wygrawa się w konkursie.
Przejaw prymitywizmu
Według Wielkiego Słownika Języka Polskiego, januszowanie oznacza mężczyznę, którego „wygląd, zachowanie i działania wzbudzają niechęć mówiącego, bo uważa je za przejaw prymitywizmu, zacofania i niezdolności do wykonywania określonych czynności”.
Janusz ciągle wykonuje jakieś czynności. Poza pracą też lubimy przyjanuszować. Pewna bydgoszczanka opowiada: - Dostałam od teściowej komplet ręczników z napisem „Kochana mamo”. Wyszło na jaw, że jej córka lata temu podarowała te ręczniki swojej mamie, czyli mojej teściowej, a ta wręczyła je mnie. Dedykacji wcześniej nie widziała, ponieważ córka zleciła wykonanie haftu na ręcznikach, potem je zapakowała. Teściowa w kartonik nie zajrzała.
Na zakupach
Januszów w sklepach nie brakuje. Nie kupią piwa w butelce, tylko w puszce, wszak w przypadku butelkowego występuje kaucja, np. 20 groszy. Nie wydadzą 5 groszy za woreczek jednorazowy, więc chowają go do kieszeni. Ochrona oraz kasjerzy zwykle machną ręką, ale gdy będą kazali zapłacić za woreczek, to janusz go odda, gdyż żal mu będzie wydać pięciogroszówkę.
Targi pracy
Kiedy w markecie trwa degustacja i hostessy częstują przykładowo próbkami nowych smaków, bywają klienci, którzy zgarniają wszystkie kubeczki. Udają się na targi pracy nie w poszukiwaniu zatrudnienia, lecz darmowych długopisów i breloczków. A jak wracają z breloczkami do domu, to kierowca autobusu zdąży otworzyć drzwi i janusz pierwszy wskakuje zająć miejsce przed starszymi paniami.
Pospolity janusz modnym i zadbanym pragnie być. Jak fatyguje się do fryzjera, to po usadowieniu się w fotelu, targuje się: - Panie kochany, a taniej o 2 złote nie dałoby rady mnie obciąć? - pyta fryzjera, który ma przecież najniższe stawki w okolicy.
Agnieszka Waszak-Chybicka, pedagog z Bydgoszczy, mówi: - Przyjmujemy stereotypowe myślenie. Jeśli coś jest darmowe, to biorę. Jak jest okazja, to skorzystam. Teraz nie potrzebuję, ale kiedyś może się przydać, np. woreczek z marketu. Skoro zjem na degustacji, zaoszczędzę w domu. Stoję piąty w kolejce do kasy, otwiera się nowa i raz, dwa, jestem pierwszy. Dostałem w prezencie kieliszki i włożyłem do szafy. Stare są jeszcze dobre, to po co używać nowych? Nadarza się okazja urodzinowa (u kogoś, kto nie wie o tym prezencie), to może właśnie te kieliszki? Mnie się nie przydadzą. Ktoś inny na pewno je wykorzysta, a ja zaoszczędzę. Dotyczy to zwykle osób zakorzenionych mentalnie w czasach kryzysu PRL-u. Uważają, że wszystko może im się przydać albo oszczędzają, bo wciąż wszystkiego brakuje. Są podobni do „Skąpca” Moliera.
Koń trojański
Waszak-Chybicka dodaje: - W filmie „Ile waży koń trojański” Juliusza Machulskiego bohater, grany przez Roberta Więckiewicza, wpisuje się w postać janusza, kiedy opowiada o genie przedsiębiorczości podczas urlopu w Szwecji. Łączy się to i z zyskiem, i satysfakcją, wedle zasady: „coś zyskałem i jestem zadowolony”. Tak naprawdę to chwilowy zysk i samozadowolenie. W sprawach większej wagi janusz może stracić więcej niż zyskać, tak było w przypadku bohatera filmu „Ile waży…”.
Apelatywizacja oznacza proces pospolicenia nazw własnych, np. nazwy produktów, marek. O apelatywizacji w kontekście januszowym wypowiadali się naukowcy. Tak pisze o niej Justyna B. Walkowiak (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu) w publikacji „Jeszcze o apelatywizacji imienia „Janusz”: „Apelatywizacja imienia, zwłaszcza wiążąca się z jego stygmatyzacją, nie zdarza się w języku polskim często. Tym bardziej zadziwia błyskawiczna kariera imienia Janusz jako apelatywu. Po raz pierwszy o januszach plaży czy januszach polskiej gospodarki można było przeczytać bodaj na początku drugiej dekady tego wieku, przy czym wyraźny szczyt popularności tego typu frazeologizmów przypadł na rok 2015. Żona Janusza, Grażyna, czy syn Seba nie doczekali się jeszcze apelatywizacji swych imion, ale też kreują wizerunek typowych Polaków, odgradzających swój grajdołek plażowy parawanem, noszących skarpetki do sandałów, kradnących ołówki z Ikei”.
Zatem to jubileusz: janusz jest z nami od 10 lat!
