Ale to nie on był pierwszym szyprem w rodzinie. Barkę posiadali już jego rodzice. - Na pewno była drewniana. Jak się nazywała, tego nie potrafię powiedzieć. Fotografia berlinki zawsze wisiała w pokojach na kolejnych barkach, które pojawiły się w rodzinie - mówi Walburga Drążkowska, z domu Fabiańska, córka pana Władysława.
Okazyjny zakup
Skoro Władysław Fabiański wychował się na wodzie, to również on zapragnął zostać szyprem. W 1924 roku ożenił się z Marianną Schmidt. Kupili drewnianą berlinkę. Nazwali ją "Gloria". Dorobili się na niej, więc cztery lata później ich własnością stała się "Urszula". - To była solidna, żelazna barka. Wybudowano ją w 1909 roku. Należała do firmy Johanes Ick w Gdańsku. Ponieważ likwidowała ona tabor rzeczny, za nieduże pieniądze wyprzedawała barki i holowniki. Taką okazję wykorzystał mój tata - wyjaśnia pani Walburga.
"Urszula" miała 8 metrów szerokości, 55 metrów długości i 2,20 metra wysokości. Jej wyporność wynosiła 500 ton.
Warto wspomnieć, że barki mieli także bracia Władysława Fabiańskiego. Najstarszy Bruno był właścicielem żelaznej, 500-tonowej berlinki "Klara". Natomiast najmłodszy Maksymilian szczycił się 600-tonową "Szarlotą".
Ciasno, ale przytulnie
Władysław Fabiański z żoną Marianną i córką Walburgą na barce w porcie w Warszawie. Towarzyszy im niemiecki żołnierz - 1941 rok.
Na barce "Urszula" przyszły na świat dzieci państwa Fabiańskich. Urszula urodziła się w Gdańsku, a o cztery lata młodsza Walburga - na Nogacie.
Jak rodzinie mieszkało się na barce? - Było trochę ciasno, choć bardzo przytulnie. Mieliśmy dwie sypialnie, pokój stołowy i kuchnię. Nie były to zbyt duże pomieszczenia - wspomina nasza Czytelniczka.
Mundury dla wojska
Jakie towary przewoziła "Urszula"? - Wszystko, co się opłacało. Zboże, cukier, ziemniaki, ale nie tylko. Gdy do Gdańska lub Gdyni wpływały statki kolonialne, załadowane na przykład rodzynkami i pomarańczami, płynęliśmy na Wybrzeże, załadowywaliśmy "Urszulę" i rozwoziliśmy towar po kraju. Najczęściej odbiorcy czekali w Warszawie - słyszymy. Wspomina też, że podczas wojny jej ojciec transportował barką umundurowanie i wyposażenie dla niemieckich żołnierzy na front wschodni.
Pani Walburga nie ukrywa: - Na barce można było nieźle zarobić. Przed wojną marynarz zarabiał miesięcznie około stu złotych, właściciel barki - kilka razy tyle. Pensje na lądzie były znacznie niższe.
Pora na złomowanie
W 1951 roku "Urszulę" upaństwowiono. Od tej pory stała się barką o numerze "Ż 5005". Ponieważ Władysław Fabiański zmarł w 1947 roku, na berlince pływała jego żona. W 1957 roku barka przeszła kapitalny remont. Złomowano ją dwadzieścia lat później w Czarnkowie nad Notecią.