Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filozof z UKW w Bydgoszczy: - Trzeba wierzyć w to zmartwychwstanie i dążyć do przemiany swojego losu

Grażyna Rakowicz
Wideo
od 16 lat
Kiedy wydaje się, że całość spraw została już rozstrzygnięta, że nie ma już tej nadziei i nic nie odwróci smutnego losu Jezusa Chrystusa, że bluźniercy odnieśli widowiskowe zwycięstwo, upokarzając Go i mordując, nadchodzi nieoczekiwany zwrot – Zmartwychwstanie. I to jest istotą Wielkiej Nocy. Podczas tych świąt szczególnie, każdy z nas powinien zastanowić się nad wymiarem tego zwycięstwa. Ono zaś pokazuje, że można wyjść nawet z sytuacji beznadziejnej - mówi w rozmowie z „Gazetą Pomorską” prof. dr hab. Janusz Sytnik-Czetwertyński, filozof z UKW w Bydgoszczy.

Przyjęło się, że czas Wielkanocy – najważniejszego święta w Kościele – to także czas metafizyki, czyli podstawowych kwestii dotyczących istoty i przyczyny bytu. Podziela pan profesor tę opinię?
Powiedziałbym nawet, że to czas wielkiej metafizyki, gdzie splatają się ścieżki wielu postaw, pojęć metafizycznych, ale i refleksji. Wielkanoc, najważniejsze i najstarsze święto chrześcijańskie przypominające o męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa – według mnie - jest świętem, które dotyka istoty czasu, miejsca, jak i samego bytu. Ale to również czas nadziei. Bo kiedy wydaje się, że wszystkie sprawy zostały już zadecydowane i rozstrzygnięte, że wszystko, co tylko miało się stać, już się dokonało, to nadchodzi Zmartwychwstanie. Taka całkowita przemiana, także reguł gry.

To Zmartwychwstanie, ta „przemiana, także reguł gry” oznacza, że w męce Pańskiej można odnaleźć pewien algorytm ludzkich zachowań?
Odpowiem tak: czyż nie byliśmy choćby raz w sytuacji, że ci, którzy nas lubili, dla których byliśmy autorytetem lub co najmniej kimś ważnym, nagle – czasem bez istotnej przyczyny – odwrócili się od nas plecami? Mówię o sytuacji, gdy ci, którzy wydawali się orędownikami naszych spraw, na których mogliśmy liczyć, nagle okazali się kimś zgoła innym. Kimś, kto nie tylko nie pochyli się nad nami i naszymi potrzebami czy nie poda ręki, ale wręcz usunie nam spod nóg ostatnią „deskę ratunku”. Widać to nie tylko w sytuacjach szczególnych, granicznych, ale i tych codziennych, jak choćby wówczas, gdy na przykład próbujemy przedstawić na jakimś forum swoje zdanie, sprzeciwiając się ogółowi. I jak wówczas postępują przeciwnicy? Najpierw próbują nas przekonać do swoich racji. Gdy się to nie udaje – stają się natarczywi, coraz bardziej nam niechętni. Kiedy dalej się im nie powiedzie, to próbują z nas zrobić głupca lub kłamcę. Próbują przedstawić nasze racje jako zwykłe oszustwo. Usiłują wmówić pozostałym, że to, co głosimy, nie jest tak naprawdę naszą bezinteresowną opinią, ale częścią naszego podstępnego planu. W ten sposób nasi adwersarze przedstawiają nas jako obcych. Jako tych, którzy próbują wplątać osoby ze swojego otoczenia we własną, prywatną grę, która – jak powszechnie sugerują – ma służyć wyłącznie naszym interesom. Przedstawiają więc nas jako ludzi fałszywych i zorientowanych tylko na własną korzyść. Czyż właśnie nie tak postąpiono z Chrystusem? Jemu też najpierw rzucano pod nogi palmy, a później na barki nałożono krzyż. Najpierw oddawano Mu pokłon i szacunek, a za chwilę bluźniono i bezlitośnie biczowano. Drwiono, wkładając Chrystusowi cierniową koronę na głowę jako symbol Jego rzekomo pustej władzy. A podając ocet do picia – szydzono z Niego: „Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie”.

Zobacz też: Czym jest Triduum Paschalne? Tłumaczy proboszcz parafii w Sartowicach [wideo]

Ci ludzie, czego w ten sposób dali wyraz?
Dali wyraz temu, że nie liczy się dla nich moralność, dobro czy w ogóle jakiekolwiek wartości, a jedynie bojaźń przed potencjalną władzą. Gdy Jezus Chrystus czynił cuda – klękali przed Nim jako przed władcą, pełzali błagając o łaski i dary. A gdy podczas biczowania i ukrzyżowania nie okazał im swojej bezpośredniej siły, a jedynie stał, milczał i z pokorą znosił wymierzane mu ciosy – mieli Go za nic. I tak się w tej swojej władzy rozsmakowali, a jednocześnie poczuli bezkarni wobec Chrystusowej pokory, że w iście diabolicznym amoku kazali Mu zanieść na swych barkach narzędzie dokonywanej na nim zbrodni, czyli krzyż, na którym Go później - w spektakularny sposób - zamordowali. Jest w tym bez wątpienia mechanizm działania, który wszak i współcześnie nie jest nam obcy. I tutaj dopiero możemy zmierzyć się z tym, co wcześniej powiedziałem – że Wielkanoc jest czasem wielkiej metafizyki i nadziei. Bo kiedy wydaje się, że całość spraw została już rozstrzygnięta, że nie ma już tej nadziei i nic nie odwróci smutnego losu Jezusa Chrystusa, że bluźniercy odnieśli widowiskowe zwycięstwo, upokarzając Go i mordując nadchodzi nieoczekiwany zwrot – Zmartwychwstanie.

Zmartwychwstanie, czyli ten, kto miał być pokonany, powrócił silniejszy?
I to jest istotą Wielkiej Nocy. Podczas tych świąt szczególnie, każdy z nas powinien zastanowić się nad wymiarem tego zwycięstwa. Ono zaś pokazuje, że można wyjść nawet z sytuacji beznadziejnej. Z takiej, w której wydaje się, że nie ma już żadnej szansy na odwrócenie losu. Tymczasem, zawsze można powstać. Po lekcji, jakiej udzielił nam Chrystus, każdy człowiek – zwłaszcza ten pełen pychy – musi już liczyć się z tym, że oto mogą nadejść jakieś niespodziewane okoliczności. To Zmartwychwstanie. Spójrzmy choćby na toczącą się za naszymi granicami wojnę. Rosja, czyli ów przysłowiowy Goliat, druga armia świata, napada na mierzącą się z wieloma kryzysami i problemami Ukrainę - przysłowiowego Dawida. Agresor chce opanować ten kraj w trzy albo w cztery dni. Niemal już śpiewa pieśń zwycięstwa. I oto w ciemnej godzinie, kiedy wszystko wydaje się już przegrane – Dawid odżywa i zmartwychwstaje stokroć silniejszy niż się komukolwiek zdawało. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa musi być więc rozumiane nie tylko jako religijny fakt, ale też jako przesłanie uniwersalnie, metafizycznie. Jako pewien kod kulturowy a zarazem symbol społecznej jakości, która daje szansę na kategoryczną zmianę.

Odnosząc się do tego przykładu można powiedzieć, że to Zmartwychwstanie narusza także równowagę sił?
Zdarza się tak wtedy, gdy po jednej stronie jest pycha, a po drugiej pokora. Starcie tych dwóch postaw jest druzgocące dla wszystkiego, co pyszne. Bo pycha jest grzechem szczególnym, za który zawsze przychodzi zapłacić. W pewnym sensie pycha jest źródłem wszystkich grzechów. Co prawda, przez chwilę poprawia ona samopoczucie, ale tak naprawdę – niczym agonia – zwiastuje społeczną śmierć. Człowiek przygnieciony biegiem spraw i różnymi problemami, musi zawsze wierzyć w takie społeczne zmartwychwstanie i dążyć do przemiany swojego losu. Nie można godzić się na zło, lecz w najczarniejszej nawet godzinie walczyć, by zapalił się choćby najdrobniejszy płomień nadziei. Bo każdy rozświetla mrok. I to jest rzeczywistym wymiarem tego, co niesie ze sobą Wielkanoc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska