- Zbiór truskawek już się kończy i naprawdę musiałem sporo się nagimnastykować, żeby jak najmniej owoców zostało na polach - mówi plantator z pow. inowrocławskiego. - Ukraińców miałem tylko kilku, z powodu epidemii pozostali nie mogli dojechać, więc musiałem posiłkować się pracownikami sezonowymi z okolicy.
Twierdzi, że w małych miejscowościach szybko rozchodzą się informacje np. o tym, kto stracił pracę. - I do tych osób starałem się dotrzeć ze swoją ofertą - mówi rolnik. - Niestety mało kto z niej skorzystał. Od jednego z panów usłyszałem, że „jeszcze tak nisko nie upadł, żeby truskawkami na chleb zarabiać”. Za to jego żona przychodziła chociaż na kilka godzin popracować. Chyba nawet w tajemnicy przed mężem!
Zauważa, że podczas ostatniego zbioru truskawek na największe uznanie - poza Ukraińcami - zasłużyły starsze panie:- One pracują szybko i dokładnie. Nie są w tak dobrej kondycji fizycznej jak młodzi ludzie, ale są zmotywowane i bardzo pracowite. Bywa, że popracują przez kilka godzin, do południa (bo muszą np. obiad dla rodziny ugotować), a zbiorą więcej niż inni przez 8 godzin.
Jego sąsiad (także z pow. inowrocławskiego) oprócz owoców miękkich ma warzywa i bardzo liczy, że niebawem przyjedzie do Polski więcej Ukraińców: - Bez nich będzie trudno zebrać plony. Tym bardziej, że polskich pracowników sezonowych wciąż kuszą niemieccy gospodarze.
Agencje, które organizują wyjazdy do pracy w zachodniej części Europy przy zbiorach np. malin, jeżyn, czy szparagów oferują często 7-12 euro za godzinę pracy. W Polsce pracodawcy proponują 13-17 zł za godzinę, choć częściej rolnicy uzależniają wysokość zapłaty od liczby zapełnionych kobiałek czy skrzynek.
Z danych Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, Oddziału Regionalnego w Bydgoszczy (stan na 30.06.2020 r.) wynika, że w woj. kujawsko –pomorskim zgłoszono 174 pomocników rolników, w tym 29 Polaków, 142 Ukraińców, 1 to obywatel Rosji oraz 2 Białorusinów.
Z kolei w ostatnim dniu czerwca minionego roku było zgłoszonych 199 pomocników (25 Polaków, 172 obywateli Ukrainy, 1 obywatel Rosji, 1 obywatel Mołdawii). - Niektórzy pracownicy z Ukrainy mają problem z dojazdem do gospodarstw - mówi rolnik z pow. sępoleńskiego. - Nie tylko dlatego, że przewoźników oferujących im transport w czasach epidemii jest mniej, ale także z powodu wysokich stawek.
- Przed epidemią za dojazd od ukraińskiej granicy do Bydgoszczy płaciłam 200-250 zł, ostatnio moja koleżanka zapłaciła 450 zł - mówi Irina, Ukrainka, która dotąd pracowała m.in. przy zbiorach owoców. - Pojawiły się firmy, które rozwożą ludzi od granicy busikami i zarabiają na nich dodatkowo np. sprzedając im drogie maseczki. Mówią, że ukraińskie maseczki są złe i muszą być polskie. To wielu Ukraińców zniechęca do przyjazdu.
- Sto złotych (od osoby) za dowiezienie obcokrajowca z Bydgoszczy do Sępólna, to już przesada! - dodał jeden z rolników.
Zdaniem Ukrainki zachętą do pracy w rolnictwie może być to, że kwarantanną można odbyć na terenie gospodarstwa. - I nie trzeba płacić np. 500 zł za wynajęcie pokoju na czas kwarantanny - dodaje Irina.
Z wytycznych MRiRW i GIS wynika, że „przewóz pracownika sezonowego do konkretnego gospodarstwa rolnego odbywa się transportem zorganizowanym (np. bus) lub transportem zapewnionym przez rolnika” i z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa.
„Podczas pierwszych 14-dni pobytu w gospodarstwie, podczas których pracownik jest objęty obowiązkiem odbywania kwarantanny, ma możliwość świadczenia pracy z zastrzeżeniem, że obowiązuje całkowity zakaz opuszczania gospodarstwa w okresie odbywania kwarantanny, ogranicza się kontakt także do niezbędnego minimum z osobami zamieszkującymi dane gospodarstwo(...)” - czytamy w wytycznych.
- Mamy mieszkania dla pracowników na terenie gospodarstwa, więc z tym nie byłoby problemu - mówi sadownik z pow. bydgoskiego. - Byleby przyjechali, bo dla nas jest już za pięć dwunasta!
