Przy ulicy Marcinkowskiego od ponad 100 lat znajdują się miejsca, w których można zapomnieć o szarościach codzienności. Jeszcze niedawno (zapewne większość z nas pamięta) było tam kino "Orzeł" i restauracja "Zodiak" z dancingiem. Dziś wprawdzie "Orła" nie ma, ale utrzymał się "Zoodiak" a w nim dyskoteka.
Nielegalne zebrania?
Jednak... na początku XX wieku były tu: restauracja, sala zebrań, teatr "Oli-mpja", kabaret familijny "Maxim" i "Picadilly". Ich właściciele najwięcej kłopotu mieli z inspektorami, którzy nade wszystko dbali o bezpieczeństwo klientów tych lokali.
Pierwsza sala
Na terenie nieruchomości przy ul. Marcinkowskiego 4 (Fischerstrasse, J. Krasickiego, Ander Stadtschleuse) pierwsze budynki (mieszkalne i gospodarcze) wznoszono już od 1890 r. Przed 1920 r. w kamienicy była sala zebrań "Burdajewicz i ska". W październiku tegoż roku inspektorzy Nadzoru Budowlanego przeprowadzili w niej pierwszą kontrolę i stwierdzili, że sala używana jest niezgodnie z przeznaczeniem, czyli służy także do organizowania zabaw! Do ówczesnej właścicielki Felicji Kotarskiej napisali więc pismo informujące o uchybieniach:" Brak urządzeń przewidzianych dla podobnych sal publicznych (...), a mianowicie napisów nad wejściami i wyjściami, brak lamp bezpieczeństwa (...)" .
Dokument podobnej treści inspektorzy przesłali też Do Dyrekcji Teatru "Olimpja" (sąsiedzi z Marci-nkowskiego 5): "Przy odnowieniu sal w budynkach usunięto konieczne urządzenia, wzywa się dyrekcję do przestrzegania przepisów (...) zamontowania lamp bezpieczeństwa, wentylacji służącej do odprowadzania dymu".
_W obu salach, na szczęście, szybko uzupełniono braki. Świadczy o tym m.in. pismo inż. Bronisława Ziętaka reprezentującego firmę: Biuro Elektrotechniczne - Urzędzenie siły elektrycznej, światła oraz reparacja motorów i wind, który stwierdził, że wszystko już funkcjonuje prawidłowo. Taki dokument pozwolił na kontynuowanie działalności.
Kabaret w opałach
Mniej szczęścia miał właściciel domu przy ul. Marci-nkowskiego 14 (wcześniej 5). W kamienicy tej był najpierw kabaret familijny "Maxim", a później "Picadilly" .
W 1933 r. właściciel nieruchomości Karol Bartz wymienił drzwi wejściowe. Inspektorzy Policji Budowlanej nie zgodzili się na nie i nakazali ponowną wymianę. Karol Bartz odwołał się "w sprawie przebudowania wejścia do kabaretu Picadilly" do urzędu wojewódzkiego.
"W domu mojem, w którym mieści się lokal nocny "Picadilly" przebudowałem wejście (...) Nadzór Budowlany podczas dokonywania odbioru zakwestionował wykonanie drzwi otwierających się na zewnątrz i polecił mi takowe przerobić (...) Obecnie przy tak zimnej temperaturze musiałbym ze względu na przeróbkę muru na parę tygodni lokal zamknąć, narażając się na ogromne koszta (...)" - oświadczył właściciel kabaretu. Niestety, Urząd Wojewody w Poznaniu podtrzymał decyzję bydgoskich urzędników stwierdzając, iż: "wydano słusznie zaczepione zarządzenie".
W maju 1934 r. Karol Bartz poprosił o odroczenie terminu przebudowy drzwi frontowych: "(...) narażony zostałem na znaczne wydatki, które w obecnym kryzysie szczególnie są dotkliwe. Jestem wprawdzie właścicielem domu, lecz czynszu nie otrzymuję od wszystkich lokatorów i zaległości stają się coraz większe".
... i prośba została przyjęta, więc nocny lokal "Picadilly" przetrwał.
***
_Za tydzień pozostaniemy na Marcinkowskieg, opowiemy o tym, kto zatruwał powietrze na tej nieco frywolnej uliczce. Wspomnimy również o kłopotach mieszkańców oficyny i konkurencyjnym kinie "Odrodzenie".
