Pod znakami zakazu wjazdu widnieje bowiem informacja, że nie dotyczą one lokatorów bloków nr 34, 43 oraz 45. Podniósł się głos sprzeciwu rypinian wobec decyzji spółdzielni oraz wspólnoty mieszkaniowej. Stawka jest spora - prawie 100 miejsc parkingowych dla okolicznych samochodów.
- Jestem zbulwersowany - denerwuje się pan Mieczysław, mieszkaniec ul. Mławskiej. - Boję się stawiać auto gdzie indziej. Gdy parkuje je właśnie tutaj, jestem znacznie spokojniejszy. Wystarczy, że wychylę się przez okno i widzę samochód. Tyle się ciągle słyszy o kradzieżach, aż ciarki człowieka przechodzą.
Osób zgadzających się ze zdaniem pana Mieczysława jest wiele. Mieszkańcy sąsiednich bloków twierdzą, że są najbardziej poszkodowani.
- W momencie, gdy na parkingach będzie wolna przestrzeń, my musimy męczyć się z postawieniem samochodu - mówi pan Stanisław. - Nie potrafię tego wytłumaczyć inaczej, niż zwykłą ludzką złośliwością.
Co na to wszystko mieszkańcy uprzywilejowanych bloków? Twierdzą, że nie życzą sobie "obcych" samochodów na "własnym" terenie.
- Przecież parking powstał dzięki naszym pieniądzom - tłumaczy pan Michał, jeden z lokatorów. - A przepis to przepis. Jeśli ktoś nie chce go respektować, musi liczyć się z wezwaniem policji.
Jedno łączy mieszkańców ul. Mławskiej. Zgodnie przyznają, że zakazy wjazdów wywołały wśród nich prawdziwy konflikt. Przeciwnicy znaków zastanawiają się, w jaki sposób można cofnąć kontrowersyjną decyzje.
- Mieszkańcy budynków sąsiadujących z parkingiem wystosowali do władz gminy pismo z prośbą o rozwiązanie problemu. - informuje Lech Szalkowski, prezes Rypińskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. - Mam nadzieję, że znajdzie się skuteczne wyjście z tej sytuacji. My jako zarządca, możemy jedynie pomagać lokatorom.