Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzucił dziennikarstwo dla teatru

Rozmawiał Bogdan Dondajewski Fot. Tytus Żmijewski
Chciałem jeździć po świecie i pisać reportaże. Szybko jednak pojawił się etat i wszedłem w typową dziennikarską młóckę, czyli pisanie o wszystkim - od kryminałów, przez konferencje, po relacje. Na reportaż czasu było tyle co nic.
Chciałem jeździć po świecie i pisać reportaże. Szybko jednak pojawił się etat i wszedłem w typową dziennikarską młóckę, czyli pisanie o wszystkim - od kryminałów, przez konferencje, po relacje. Na reportaż czasu było tyle co nic.
- Czuję się trochę jak lekarz opowiadający o chorobach swoich pacjentów, albo ksiądz zdradzający tajemnicę spowiedzi. Boje się, że komuś zrobię krzywdę - rozmowa z... Arturem Pałygą, byłym dziennikarzem, obecnie dramaturgiem.

- Jak wygląda droga od typowej dziennikarki do pisania dramatów?

- Dziennikarzem zostałem w 1989 roku, kiedy w Bielsku powstała pierwsza, niezależna gazeta. Byłem wtedy młodym chłopakiem, licealistą zapatrzonym w teksty Ryszarda Kapuścińskiego. Chciałem jeździć po świecie i pisać reportaże. Szybko jednak pojawił się etat i wszedłem w typową dziennikarską młóckę, czyli pisanie o wszystkim - od kryminałów, przez konferencje, po relacje. Na reportaż czasu było tyle co nic. Po kilku latach poczułem się wydrążony. Ogarnęło mnie silne uczucie wypalenia. Odszedłem z tego, choć pisałem jeszcze większe teksty do kilku dzienników ogólnopolskich. W końcu dowiedziałem się o konkursie na sztukę teatralną o Bielsku Białej. I tak w 2006 roku powstał „Testament Teodora Siksta”, który w tym samym roku doczekał się inscenizacji. Wtedy stwierdziłem, że to jest to. Teatr zassał mnie kompletnie i to, co przeżywam w nim teraz, jest falą pierwszej fascynacji.

- W ubiegłym roku na Festiwalu Prapremier mieliśmy dwie sztuki według Twoich tekstów. W tym roku mamy trzy. Bydgoszcz chyba dobrze ci się kojarzy?

- A w przyszłym będą cztery. A tak poważnie to nie wiem. Wszystko zależy od tego, jak długo będzie biło moje źródło, a na razie się z niego wylewa. Co do miasta, to skojarzenia są bardzo dobre, a nawet dziwne w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ostatnio złapałem się na tym, gdy w tym samym czasie na małej scenie i na scenie przed teatrem odbywały się dwie próby na moich tekstach. Poczułem wtedy jakby życie mi się rozpełzło, ale z drugiej strony jakbym sam się rozszerzył.

- A gdyby tak spojrzeć na miasto okiem dziennikarza?

- Są tu dwie pierogarnie, z których jedną polecał sam Piotr Bikont. Sława ich wyrobów wyszła nawet daleko poza Bydgoszcz. Dlatego jak tylko mogę, to wszystkich spotkanych znajomych zabieram właśnie na bydgoskie pierożki. Był nawet czas, kiedy jadłem je codziennie. Miałem nie narzekać, ale Bydgoszcz kojarzy mi się też z brakiem połączeń Inter City. Zawsze w podróży tutaj trzeba przesiadać się na pociąg wolniejszy i mniej wygodny. Jest jeszcze „Zawisza” i kibice z opinią najgorszych w kraju.


- A o samych bydgoszczanach można coś powiedzieć?

- Nie miałem z nimi żadnych przykrych doświadczeń. Choć nasuwa mi się wrażenie, że wszyscy mieszkają w blokowiskach, a do centrum przyjeżdżają tylko po zakupy. Przychodzi bowiem pora, gdy miasto wydaje się umarłe. Kawy wieczorem nie można nigdzie wypić, a poza Mózgiem nie ma gdzie się spotkać. Ale w moim rodzinnym Bielsku jest tak samo.

- Powstanie kiedyś sztuka o Bydgoszczy?

- Właśnie noszę się z zamiarem przepisania Księgi Hioba na podstawie historii mojej koleżanki. Jest bydgoszczanką, a poznałem ją w Poznaniu, gdzie pracowała jako tancerka. Pamiętam ją też z długich rozmów z warszawskiego szpitala, gdzie walczyła z rakiem. Rzecz więc będzie o cierpieniu.

- Czujesz respekt przed podobnymi tematami?

- Przed wszystkimi. Opisuję przecież historie, które dotyczą mnie i osób mi bliskich. Czuję się więc trochę jak lekarz opowiadający o chorobach swoich pacjentów, albo ksiądz zdradzający tajemnicę spowiedzi. Boje się, że komuś zrobię krzywdę, zwłaszcza, że nie czuję się najlepiej w pisaniu historii fikcyjnych.

- Jeździsz teraz po świecie?

- Od czasów mojej młodości trochę się zmieniło,

bo kiedy chciałem być Kapuścińskim, to podróże wydawały się egzotyczne. Teraz okazuje się, że jeżdżą wszyscy, a każdy, kto ma nawet przeciętne zarobki, może w pół roku zaoszczędzić dwa tysiące złotych na bilet do Indii. Stało się to powszechne, trendy, więc równocześnie mniej atrakcyjne dla mnie. Tak właśnie przeszła mi chęć zwiedzania świata. Za to cały czas świat poznaję w teatrze.

- Są miejsca, które chciałbyś jeszcze zobaczyć?

- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Tak samo jak o ulubioną książkę, bo musiałbym wtedy złożyć całą bibliotekę.

- Które cechy u kobiety cenisz najbardziej?

- Ważna jest dla mnie możliwość rozmowy na tematy wszelakie.

- A gdyby oczy miały wybierać?

- Oczywiście to one zawsze wybierają pierwsze, ale w moim przypadku to nie do końca jest tak. Może błysk w oku, a może coś innego, równie specjalnego i nietypowego. 

 

Znaki szczególne:

Znak Zodiaku - Skorpion

Alkohol - piwo i gin z tonikiem

Papierosy - palę, ale staram się ograniczać

Samochód - lubię jeździć pociągiem

Gadżet - nie posiadam

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska