Sąd nad Starostą

Wniosek grupy radnych o odwołanie Ewy Starosty ze stanowiska wiceprzewodniczącej bydgoskiej rady, był sporym zaskoczeniem, chociaż można było się spodziewać, że radna popadnie w niełaskę swoich koleżanek i kolegów, kiedy zmieniła barwy klubowe.
Przypomnijmy, że cała sprawa zaczęła się od głosowania w sprawie prywatyzacji Komunalnego Przedsiębiorstwa energetyki Cieplnej. Klub Radnych Prawa i Sprawiedliwości zagłosował niemal w całości przeciwko prywatyzacji, za było tylko kilku radnych, w tym właśnie Starosta. Radna złamała zresztą partyjną dyscyplinę aż 2 razy, a przed marcowym głosowaniem zachwalała przykłady innych miast, które przeprowadziły u siebie prywatyzację przedsiębiorstw cieplnych.

Nad radnymi buntownikami zawisły ciemne chmury. Ci zaś postanowili nie czekać, aż zostaną wyrzuceni z klubu, tylko we czwórkę założyli własny - Klub Radnych Konstantego Dombrowicza.

Po złożeniu wniosku, Jacek Bukowski, radny z SLD, tłumaczył, że kuriozalna jest sytuacja, gdy najmniejszy klub w radzie ma przedstawiciela w prezydium Rady Miasta.
- Poddam się werdyktowi rady - zapewniła nas wczoraj Ewa Starosta. - Nie ma jednak przepisów, które zabraniają przedstawicielowi najmniejszego nawet klubu zasiadania w Radzie Miasta. Pamiętam sytuację, kiedy klub AWS miał tylko o jeden głos mniej niż SLD, a to właśnie lewica miała obsadzone wszystkie miejsca w prezydium rady.
Starosta nie chce przesądzać, czy straci stanowisko wiceprzewodniczącej. - Przyznam, że nie spędza mi to snu z powiek - dodaje.