Temat KSM niespodziewanie wrócił kilka dni temu. To narzedzie biedniejszych klubów, które chcą uniknąć dominacji dwóch najbogatszych ośrodków.
W środowisku nie brakuje opinii, że dzięki...Unibaksowi. Torunianie w trakcie sezonu wplątali się w przepychanki między klubami i Polskim Związkiem Motorowym. Mało doświadczeni w zakulisowych rozgrywkach zostali po prostu wykorzystani, zwłaszcza przez Andrzeja Rusko z Wrocławia, nieformalnego przywódce buntowników.
Decydujący dzień to poniedziałek 14 października. Wtedy prezes PZMot Andrzej Witkowski (on ma decydujący głos) ma się spotkać z prezesami wszystkich ośmiu ekstraligowych klubów. Nieoficjalnie wiemy, że jeżeli sześć klubów będzie chciało KSM, to limit najprawdopodobniej powróci w kolejnym sezonie.
Dla Unibaksu to byłby dramat. Nie tylko wykluczyłby poważne wzmocnienia, ale zmusiłby klub do pożegnania z jednym z liderów. Prawdopodobnie byłby to Chris Holder, mimo że posiada jeszcze rok ważny kontrakt. Jeśli będzie nadal obowiązywał limit 40 punktów, to w miejsce byłego mistzra świata trzeba będzie znaleźć zawodnika klasy Krzysztofa Jabłońskiego.
Unibax musi więc szukać sojuszników. Naturalnym wydaje się Falubaz, który także znacznie przekracza limit. Sytuacja jest zabawna, bo oba kluby teraz dzieli głęboka niechęć po niedoszłym finale, a w przyszłości być może także procesy cywilne o odszkodowania.
Czy teraz kluby zawieszą spory? - Porozumienie już jest, innego wyjścia nie mamy - przyznaje nam osoba związana z Unibaksem.
A pozostałe kluby? Zwolennikami KSM są Wrocław, Gorzów i zapewne biedny beniaminek z Gdańska. Niepewne jest stanowisko klubów z Częstochowy, Tarnowa i Leszna.