Nie jedyny to przypadek "szczególnego zainteresowania" się Polakiem przez dwóch wrogów naraz- Sowietów i nazistów. Taki los spotkał też Piotra Grduszaka (1893-1940), w okresie międzywojennym sierżanta w Komendzie Okręgu Straży Granicznej w Bydgoszczy.
Pochodził z powiatu jarocińskiego. W 1918 r. poszedł bić się o wolną Wielkopolskę. Potem brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Po demobilizacji wstąpił do służby celnej. W latach 30. pracował w al. Ossolińskich, gdzie mieściła się Komenda Okręgu Straży Granicznej.
Gdy wybuchła wojna wszyscy funkcjonariusze zostali zmobilizowani i skierowani na punkt zbiórki w Rawie Ruskiej. W ślad za strażnikami 2 września 1939 r. z Bydgoszczy na Kresy Wschodnie ewakuowano ich rodziny.
Na kresach znaleźli się również najbliżsi Piotra Grduszaka - żona Pelagia z synami: Zygmuntem i Marianem oraz córką Wandą. Małżonkowie odnaleźli się w miejscowości Worochy, w powiecie łuckim. Podjęli starania u władz sowieckich, by wrócić do Bydgoszczy. O pobycie strażników granicznych od razu dowiedziało się NKWD. Wszyscy zostali aresztowani. Wkrótce znaleźli się w obozie w Ostaszkowie.
O tym, że Piotr Grduszak też tam przebywa rodzina dowiedziała się od krewnego (kuzyna p. Pelagii), który również trafił do Ostaszkowa, ale został zwolniony z obozu.
Piotr Grduszak podzielił los ponad 6 tys. ostaszkowskich jeńców (jego nazwisko jest na liście wywozowej z kwietnia 1940 r.). Od pierwszych dni kwietnia byli oni transportowani do pobliskiego Kalinina (dziś Twer) i tam mordowani strzałem w tył głowy w piwnicach NKWD. Ciała wywożono ciężarówkami i grzebano w Miednoje.
Miejsce pochówku jeńców obozu w Ostaszkowie nie było znane do początku lat 90. Prace ekshumacyjne, w miejscu wskazanym prze KGB, rozpoczęto w 1991r. Gazety pisały wówczas o sinogranatowym piachu (tak zafarbował go barwnik z policyjnych płaszczy).
Pelagii Grduszak udało się uciec z "nieludzkiej ziemi". Początkowo z dziećmi trafiła do obozu przejściowego w Chełmie, potem w Pabianicach. Do Bydgoszczy wróciła po wojnie.