
41-letnia Małgorzata z Torunia to najmłodsza ofiara koronawirusa w regionie. Według rodziny, zarażona została w placówce medycznej przy ul. Batorego. Zmarła 6 kwietnia i do dziś nie odnaleziono jej komórki, torebki, kluczy...
- Nie chodzi tutaj tylko o wartość sentymentalną (dla bliskich) czy materialną tych przedmiotów zmarłej torunianki. Jej telefon komórkowy to ważny dowód w sprawie. To z niego podczas hospitalizacji wysyłała sms-y, których treść potwierdza naszym zdaniem różne zaniedbania. Wątkiem zniknięcia tych rzeczy również powinna zainteresować się prokuratura - mówi adwokat Michał Wiechecki, reprezentujący rodzinę zmarłej.
>>>>>CZYTAJ DALEJ

41-letnia Małgorzata od lat cierpiała na niewydolność nerek. 3 razy w tygodniu była dializowana w centrum dializ, prowadzonym przez prywatną firmę przy Specjalistycznym Szpitalu Miejskim w Toruniu. Placówki sąsiadują ze sobą, działają pod tym samym adresem przy ul. Batorego, częściowo miały wspólna kadrę. W marcu i kwietniu stwierdzono w nich łącznie zakażenie koronawirusem aż 51 osób, pacjentów i pracowników.
Czytaj też:
Będzie drugi SOR w Toruniu
10-letni MAteusz z Przysieka rozpoczyna leczenie w USA
Małgorzata dializowana była tutaj w ostatnich dniach marca i pierwszych dniach kwietnia. 2 kwietnia ambulans z centrum dializ nie przywiózł jej już jednak z powrotem do domu, jak to działo się wcześniej. - Z centrum dializ najpierw trafiła do szpitala miejskiego, a potem do zakaźnego przy ul. Krasińskiego w Toruniu. Tutaj, jak czytamy w dokumentacji medycznej, odnotowano, że "1 kwietnia miała pośredni kontakt z osobą zarażoną" - relacjonuje adwokat Michał Wiechecki.

W Zakaźnym torunianka przebywała krótko. W sobotę, 4 kwietnia, swojej 18-letniej córce Wiktorii wysłała najpierw radosnego sms-a. Właśnie lekarz jej powiedział, że jest zdrowa i za godzinę będzie wypuszczana do domu. Po kwadransie przysłała drugiego. O tym, że lekarz przekazał, iż pomylono testy i jest zarażona koronawirusem.
Czytaj też:
Będzie drugi SOR w Toruniu
10-letni MAteusz z Przysieka rozpoczyna leczenie w USA
-Szczęśliwie, Wiktoria te wiadomości zachowała. Podobnie jak inni członkowie rodziny zachowali kolejne - podkreśla pani Katarzyna, siostra zmarłej. - To, że przez ponad miesiąc od śmierci naszej Gosi nie odzyskaliśmy jej rzeczy osobistych: torebki, kluczy i telefonu właśnie, jest dla nas skandalem. Szpital w Grudziądzu, do którego moja siostra trafiła karetkę na sygnale 5 kwietnia i w którym nazajutrz zmarła, palcem wskazuje na Zakaźny w Toruniu. Ten - na grudziądzką lecznicę. Winnych brak, telefonu brak...

W całej historii Małgorzaty z Toruniu mnóstwo jest elementów, które świadczą o bałaganie (delikatnie rzecz ujmując). Choćby fakt, że siostra zmarłej przez kilka dni musiała wydzwaniać do sanepidu i prosić o wykonanie testów na koronawirusa najbliższej rodzinie. Zrobiono je matce i córce zmarłej, z którymi mieszkała pod jednym dachem, dopiero w Wielkanoc. Wyszły ujemnie. Stąd właśnie przekonanie rodziny i adwokata, że Małgorzata zarażona została przy ul. Batorego.
Czytaj też:
Będzie drugi SOR w Toruniu
10-letni MAteusz z Przysieka rozpoczyna leczenie w USA