https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skarby z dobrego domu

Gizela Chmielewska gizela. [email protected]
Pierwszy samochód, jaki pojawił się na ulicach w Sanoku należał do rodziny Exnerów
Pierwszy samochód, jaki pojawił się na ulicach w Sanoku należał do rodziny Exnerów Fot. ze zbiorów rodzinnych
Najpierw Wiedeń, pola naftowe i hrabiowska wytwórnia likierów w Łańcucie. Potem Sanok, Lwów. I wreszcie Bydgoszcz. Prawda, że daleką drogę przebyły pamiątki rodzinne, które zgromadziła Wanda Żuchowska, bydgoszczanka o lwowskich korzeniach?

Wanda z Mikiewiczów Żuchowska, żona Jerzego, córka Zofii z Exnerów, wnuczka Władysława i Marii LEtanche. Pradziadek Walerian ze strony mamy był za czasów cesarza Franciszka Józefa dyrektorem poczty w Wiedniu. Zostało po nim zdjęcie dystyngowanego pana i fotografia bogatego katafalku, obstawionego wieńcami.

Dziadek Władysław był dyrektorem francuskiej Spółki Naftowej, która szukała ropy m.in. w Drohobyczu, Borysławiu, Samborze.

- Mama opowiadała, że w tamtych czasach, gdy mieszkali blisko szybów naftowych, wieczorem przy łóżku zawsze mieli przygotowane rzeczy, w tym dokumenty i biżuterię - wszystko, co mogliby szybko ze sobą zabrać w wypadku pożaru. A te zdarzały się tam bardzo często - mówi pani Wanda.

Likiery i Paderewski

Roman Mikiewicz, dziadek ze strony ojca był kierownikiem sławnej wytwórni likierów w Łańcucie w dobrach hrabiego Potockiego. Wśród pamiątek po nim pani Wanda ma notes z przepisami na sławne hrabiowskie trunki. Jednak gdyby ktoś chciał odtworzyć te receptury, najpierw by musiał przeliczyć setki litrów esencji i spirytusu na domowe porcje. Ale smak - gwarantowany!

Mama pani Wandy, jak na panienkę z dobrego domu przystało otrzymała staranne wykształcenie. Rodzice wysłali ją nawet do Szwajcarii - do Fryburga, by tam nauczyła się języka francuskiego. Przy okazji młoda Polka wybrała się z koleżanką do Lozanny na koncert Paderewskiego. Żona mistrza odpowiedziała telefonicznie na list, jaki do niego wysłały rozmiłowane w muzyce panny. Miały odwiedzić Paderewskiego po jego powrocie z jakiejś podróży. Ale do tej wizyty nigdy nie doszło. Wrażenia z tamtych minionych dni utrwalone zostały w liście, jaki Zofia wysłała do rodziców. Dziś ten list jest ukochaną pamiątką i ozdobą rodzinnych skarbów.

Po śmierci ojca w 1928 r. babcia pani Wandy sprzedała dom w Sanoku i przeniosła się z córką do Lwowa. Tu zamieszkały w okazałej kamienicy przy ul. Ponińskiego (dziś ul. Franki), przy parku Stryjskim, który kupiła od brata znanego aptekarza lwowskiego Mikolasza. Kilka lat później własny dom przy ul. Snopkowskiej kupiła Zofia. Tam zamieszkała po ślubie z Jerzym Mikiewiczem, specjalistą od garbarstwa. Jak wspominała pani Zofia - poznali się... przez telefon. Dziś to rzecz najnormalniejsza pod słońcem, ale w tamtych czasach? Pani Wanda do dziś podziwia fantazję swoich rodziców.

Ze Lwowa do Bydgoszczy

Zofia i Jerzy Mikiewiczowie pewnie żyliby długo i szczęśliwie, bez materialnych trosk, gdyby nie wojna. Cudem udało się im wywieźć ze Lwowa trochę mebli, obrazów, dokumentów. Razem z urodzoną w 1943 roku córeczką Wandą zaczęli się tułać po rodzinie.

Najpierw mieszkali u rodziny w Łańcucie. W 1950 r. ojciec pani Wandy dostał skierowanie do pracy w Bydgoszczy - jako dyrektor techniczny garbarni przy ul. Garbary. Funkcja dyrektora naczelnego zastrzeżona była dla partyjnego robotnika.
Rodzina zamieszkała przy ul. Toruńskiej, w budynku dawnej prywatnej garbarni. Ale niedługo mogła się cieszyć sobą. Stres związany z atmosferą, jaka wówczas towarzyszyła pracy nadwyrężyły zdrowie pana Jerzego - w 1951 r. pokonał go zawał.

- To były ciężkie czasy, żyłyśmy z mamą z małej renty po ojcu. Ratowała się, sprzedając przywiezione ze Lwowa obrazy, wtedy poszły "dwa Kossaki" i cenny dywan. Chciała, aby mnie niczego nie brakowało. Mama nie miała w Bydgoszczy wielu znajomych, tu osiedliło się Wilno, Lwów zamieszkał we Wrocławiu.

Odskocznią od dnia codziennego była dla niej muzyka. Kochała operę i operetkę, często słuchała płyt przywiezionych ze Lwowa. Podobnie jak wielu Kresowiaków, wyrzuconych z domów, już nie przykładała wagi do przedmiotów. Życie nauczyło ją, że wszystko można stracić w jednej chwili. Zmarła 17 lat po ojcu. Rodzice są pochowani na cmentarzu Nowofarnym. Dla mamy Bydgoszcz była miastem, które w jej życie trafiło przez przypadek. Dla mnie Bydgoszcz to dom. A Lwów, Łańcut, Wiedeń...To rodzinne wspomnienia - mówi pani Wanda.

Pierwszy samochód, jaki pojawił się na ulicach w Sanoku należał do rodziny Exnerów - na zdjęciu w wozie Zofia Exner z matką
KRESY. - Dla mnie Bydgoszcz to dom. A Lwów, Łańcut, Wiedeń... To rodzinne wspomnienia.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska