Okazuje się, że za sprawą zawiłej ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego Czarnecki zwyciężył ze śląską kandydatką (też z PiS) zaledwie 260 głosami. W związku z tym RAŚ - żądający autonomii tego regionu - złożył w Sądzie Najwyższym protest wyborczy, w którym domaga się... powtórnego przeliczenia głosów nieważnych, oddanych w województwie śląskim.
- Czy wasz ruch podał konkretne przykłady manipulacji przy urnach wyborczych lub wręcz fałszowania głosów? - pytamy przewodniczącego RAŚ Jerzego Gorzelika. - Nie mamy aż takich podejrzeń - tłumaczy Gorzelik. - Wyszliśmy z założenia, że pośród 16 tysięcy nieważnych głosów mogło znaleźć się kilkaset kart z pomyłkowo odczytanymi wynikami. Mieliśmy bowiem sygnały z terenowych obwodów wyborczych, że pracowało w nich wiele osób po raz pierwszy zasiadających w komisjach wyborczych.
Z wyjaśnień Gorzelika wynika, że w proteście do Sądu Najwyższego nie podano ani jednego przykładu konkretnych podejrzeń o popełnieniu przestępstwa wyborczego. Dlatego też Sąd Najwyższy w przyszłym tygodniu z pewnością odrzuci protest działaczy RAŚ.
Także dla Ryszarda Czarneckiego sprawa jest oczywista: - To chyba pierwszy przypadek na świecie, by na podstawie liczby nieważnych głosów kwestionować prawomocność wyniku wyborczego. Nawiasem mówiąc, w okręgu kujawsko-pomorskim, trzykrotnie mniej licznym od śląskiego, było około 8 tysięcy nieważnych głosów.
Dla europosła sprawa jest więc jasna: Ruch Autonomii Śląska chciał zaistnieć w polskich mediach. - To typowa propaganda - kwituje.
"Pomorska" zapytała też kiedy Ryszard Czarnecki zmieni fotografie na swojej oficjalnej stronie Parlamentu Europejskiego. Wszystkie przedstawiają bowiem Wrocław, z którego przed pięcioma laty dostał się do Strasburga. - W najbliższym czasie - obiecał Ryszard Czarnecki.