Czwartkowe południe. Na termometrach ponad 30 stopni w cieniu. Na polu w Załachowie spotykam Zofię i Agnieszkę Piechowicz. Uśmiechnięte i radosne, bez śladu zmęczenia na twarzy opowiadają o losie rolnika, wcale nie tak ciężkim, jak nam miastowym się wydaje. Przynajmniej tak wynika z krótkiej relacji moich rozmówczyń.
W maju olbrzymi fragment ich pola zalała woda. Mnóstwo ziemniaków poszło na straty. W miejscach po byłych ziemniakach zasadzili buraki, by pole puste nie leżało.
Teraz w skwarze pielą, walczą z zielskiem. Dziś nie jest tak źle. Od czasu do czasu lekko powiewa zbawienny wiaterek. - _Można się opalić - _żartuje pani Agnieszka. Słońce pięknie maluje ją na brązowo.
W bezwietrzne upały rolnicy w południe pracują w gospodarstwach. Na pola wychodzą wczesnym rankiem i późnym popołudniem, gdy upał jest mniej dotkliwy. - _Coś w życiu trzeba robić. Rolnicy od dziecka są nauczeni ciężkiej pracy. Człowiek się przyzwyczaił, więc słońce nam nie straszne - _mówi pani Zofia.
Słońce nam nie straszne
Tekst i fot. Dariusz Nawrocki

Na polu w Załachowie spotkaliśmy Zofię i Agnieszkę Piechowicz
Skwar leje się z nieba. Niektórzy ochłody szukają nad jeziorami, inni w klimatyzowanych pomieszczeniach. Rolnicy upały spędzają na polach.