
- Tego wieczora pan kupił napój i śpieszył się do domu, bo żona miała lada moment wrócić z pracy. Zamieniliśmy jeszcze kilka zań, pożegnał się i poszedł, a ja zaczęłam obsługiwać kolejnego klienta - wspomina ekspedientka sklepu przy ulicy Nadgórnej. - Nagle usłyszeliśmy głośny plask. Wybiegliśmy ze sklepu i zobaczyliśmy tego pana leżącego przy pasach w kałuży krwi - dodaje. Chwilę później na miejscu pojawiło się pogotowie. - Długo mu pomocy udzielano - wspomina kobieta. 54-latek został przetransportowany do szpitala, gdzie zmarł.

- Dobrze znałam tego pana. Był bardzo miłym człowiekiem. Często ucinaliśmy pogawędki kiedy przychodził na zakupy - wspomina ekspedientka. - Moim zdaniem na ulicy powinny pojawić się jakieś progi zwalniające, bo często samochody przejeżdżają ulicą z nadmierną prędkością - kwituje.