- Kręcił się w powietrzu nad budynkami, kręcił, aż w końcu spadł - opowiada pracownik jednej z pobliskich firm. - Nagle zniknął z pola widzenia za magazynami. I było słychać tylko takie potężne uderzenie o ziemię.
Zobacz też Przez tego dzika zginęły dwie osoby. Tragiczny wypadek na DK 63 (zdjęcia)
Śmigłowiec spadł najprawdopodobniej z niewielkiej wysokości. Tylko dzięki temu dwaj mężczyźni, którzy siedzieli w środku nie zginęli. Z naszych ustaleń wynika, że jeden z nich, to białostoczanin Adam Galas, właściciel dużej firmy Salag, działającej w suwalskiej strefie ekonomicznej i mającej swoją siedzibę w pobliżu miejsca wypadku. Śmigłowiec był firmową własnością.
Mężczyźni doznali ogólnych potłuczeń i niewielkich złamań. Jak dowiedzieliśmy się w suwalskim szpitalu, ich życiu raczej nic nie zagraża.
Zobacz też 21-latka terroryzuje sąsiadów. Jest bezkarna
Co było przyczyną wypadku i kto sterował śmigłowcem, na razie nie wiadomo. Dodajmy, że 10 lat temu Adam Galas przeżył coś podobnego. Prowadzony przez niego niewielki samolot zarył w ziemię na lotnisku suwalskiego aeroklubu. Przedsiębiorca wyszedł z tego praktycznie bez szwanku.