- Nie chciałem się zbłaźnić w telewizji, dlatego zależało mi na chociaż jednej pozytywnej opinii - śmieje się Krzysztof Ciborski.
Nie skończyło się na jednej, ale na trzech. Mieszkaniec Rypina, na co dzień... funkcjonariusz wydziału kryminalnego, wystąpił w ostatnim odcinku polsatowskiego show "Must be the music. Tylko muzyka". Zaśpiewał "She's like the wind" Patricka Swayze, zachwycił Elżbietę Zapendowską, Adama Sztabę i Piotra Roguckiego.
Ten ostatni juror porównał pana Krzysztofa do ... wisienki na torcie.
- Występowałem jako ostatni - wyjaśnia wokalista i gitarzysta zespołu "Impact". I zdradza: - Obawiałem, że dostanę cztery głosy na "nie", bo tego dnia komisja była dość sroga. Ba, z około 34 wykonawców, pochwały usłyszało maksimum dziesięciu. Zaśpiewałem już latem, ale nie mogłem zdradzić znajomym wyniku. Dzień występu przed kamerami był wyjątkowo ciężki - wstałem już o wpół do siódmej, na scenie pojawiłem się dopiero o godz. 22.30. Komisja zmęczona, ja też. Nogi się pode mną uginały. Ech, pewnie nic z tego już nie będzie. Tylu lepszych odpadło - pomyślałem.
Czytaj: Maciej ma 15 lat i nagrał swoją pierwszą solową płytę. - Mam nadzieję, że wyżyję z gry na gitarze
Pan Krzysztof ma szansę pojawić się w kolejnym etapie.
Ostatni odcinek programu obejrzało 2 mln 576 tys. Polaków. Każdy z nich miał okazję poznać Rypin. W krótkim nagraniu pan Krzysztof przedstawił bowiem swoje miasto i komendę.
- "Śpiewający policjant" to chwytliwe hasło, podejrzewałem, że będą chcieli nakręcić taki filmik - mówi z uśmiechem 33-latek. - Chyba nie wiedziały o nim nawet lokalne władze. Wieści o moim występie rozeszły się po Rypinie błyskawicznie. Niektórzy się we mnie wpatrują. Widać, że zachodzą w głowę "to on, czy jednak nie on?". Usłyszałem także wiele miłych, ciepłych słów. Ale spokojnie, sodówka mi nie odbiła.
Album Krzysztofa Cibor-skiego na półce płytowych bestsellerów? - Nie mam takich marzeń - mówi policjant. - Stąpam dość twardo po ziemi, taki już jestem. Poszedłem do "Must be the music" nie dlatego, że śnię o wielkiej karierze i mam przeogromne ambicje. Chodziło po prostu o to, żeby się sprawdzić przed fachowcami. Przegonić monotonię, choć na moment urozmaicić sobie życie. Zresztą, traktowałem to pół żartem, pół serio. Spontanicznie wysłaliśmy z żoną nagranie z telefonu. Jak się okazało, odezwali się.
Gra dla nowożeńców i ich gości
Od ośmiu lat jest policjantem, wraz z żoną wychowuje córkę i syna. W weekendy gra na weselach.
- Prywatnie najczęściej słucham muzyki, na której się wychowałem - takich kapel, jak "The Doors" czy "Led Zeppelin" - wylicza pan Krzysztof. I dodaje skromnie: - Moja gra na gitarze? Wirtuozem nie jestem, uczyłem się chwytów z podręczników. Samouk ze mnie. a