- Sprawa likwidacji przychodni "Nova", której pacjentów przejęliście, wzbudza emocje.
- Nie byliśmy ani za jej powstaniem, ani za tym, żeby znikła. Kiedy powstawała "Nova" część pacjentów od nas odeszła, bo miała takie prawo. Ale kiedy ją zlikwidowano, nie robiliśmy żadnych trudności, żeby pacjenci do nas wrócili. Emocje związane z likwidacją dotknęły nas, chociaż naszą jedyną winą jest jedynie to, że przyjęliśmy pacjentów. Pacjent ma prawo leczyć się tam, gdzie chce. Jeśli wyraża wolę leczenia u nas, zapraszamy.
- Mamy skarżyły się, że muszą czekać na przyjęcia nawet z małymi dziećmi.
- Kierujemy się zasadami Narodowego Funduszu Zdrowia. Pacjent rejestruje się do lekarza i ma prawo być w danym dniu przyjęty. Jeśli nie w danym dniu, to w pierwszym możliwym terminie. Jeśli chodzi o dzieci, to nie ma ich tyle, żeby nie mogły być przyjęte w danym dniu. Umawiamy je na konkretną godzinę, żeby nie musiały czekać. Każda mama dzwoni i otrzymuje informację, jaki lekarz jest i o której ma przyjść. Może być tak, że nie może przyjąć dziecka natychmiast, bo inna mama jest w kolejce. Nie zdarza się jednak, żebyśmy dzieci odsyłali.
- Panie skarżyły się, że jest inaczej.
- Jeśli chodzi o wypowiedzi pań, które twierdziły, że zostały odesłane z trzymiesięcznym gorączkującym niemowlakiem, to jako pediatra nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, bo w przypadku gorączkującego tak małego dziecka należy rozważyć skierowanie go do szpitala. Jeśli istotnie kiedykolwiek miał miejsce taki przypadek, należy to natychmiast zgłosić do dyrektora przychodni - wszystko zostanie wyjaśnione. Nam też zależy, żeby pacjenci byli zadowoleni. Uważam, że dobrze robimy swoje i dlatego te zarzuty bolą.
- W rubryce "Ludzie mówią" pojawiły się też głosy starszych Czytelników.
- Chodzi o pacjentkę, która miała wylew. W sytuacjach utraty świadomości dzwonimy na pogotowie, ale ponieważ mamy zasadę, że nie odmawiamy przyjazdu w sytuacjach kryzysowych, po telefonie po dziesięciu minutach byłem na miejscu, żeby sprawdzić, co się dzieje. Natychmiast skierowałem pacjentkę na jedyny oddział neurologiczny w pobliżu, czyli do Chojnic. I zawieźliśmy ją tam swoim transportem. Wykonaliśmy więcej, niż trzeba i dostajemy za to od ludzi baty. Załoga staje na głowie, żeby ludzie byli zadowoleni. Nie jesteśmy idealni, więc jeśli ktoś ma propozycje, żeby coś poprawić, jesteśmy otwarci na rozmowy. Zapraszam.