Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny. 30 lat minęło...

Jacek Deptuła
Jak bardzo wpłynął na ówczesną i dzisiejszą Polskę?
Jak bardzo wpłynął na ówczesną i dzisiejszą Polskę?
Wydawałoby się, że przez trzydzieści lat o stanie wojennym napisano już wszystko. Poza odpowiedzią na najważniejsze pytania.

Nadal nie wiadomo czy Rosjanie wkroczyliby do Polski. Podobnie jak nie wiadomo, dlaczego w Październiku 1956 r. wstrzymano maszerujące na Warszawę oddziały ZSRR, a krwawo stłumiono rewolucję na Węgrzech? Przecież to Władysław Gomułka mówił, że nieszczęściom nie jest winien kult Stalina, tylko system.

Warto też postawić inne pytanie: na ile dramatyczny stan wojenny 13 grudnia 1981 roku wpłynął na odzyskanie suwerenności osiem lat później i na dzisiejszą Polskę? Tego również nie sposób jednoznacznie określić. Historia to zbieg tylu mniej i bardziej przewidywalnych okoliczności, które tworzą swoiste domino. Wyjęcie tylko jednej kostki powoduje, że inne nie upadną. A kolejne pytania mnożą się w nieskończoność. Zgodnie z tzw. doktryną Breżniewa "użycie siły wobec państwa, które chciałoby oderwać się od wspólnoty nie jest agresją, lecz - jak to nazwał - samoobroną przed ingerencją wrogiej ideologii". Skąd pewność, że Rosjanie, mimo zaangażowania w Afganistanie, poświęciliby Polskę po stokroć przecież ważniejszą ze strategicznego punktu widzenia? W doktrynie wojennej ZSRR jedno z głównych zadań naszych wojsk podczas ewentualnej wojny z NATO była pomoc w transporcie jednostek Armii Czerwonej na zachód przez nasze terytorium.

Ale niewątpliwie 13 grudnia doszło do zamachu stanu. Norman Davies, znakomity brytyjski historyk, napisał nawet wprost - bynajmniej nie jako pochwałę - że to "najdoskonalszy zamach wojskowy w historii nowożytnej Europy".
Kilka dni temu gen. Wojciech Jaruzelski po raz kolejny przeprosił za wprowadzenie stanu wojennego. I dodał, że gdyby przyszło mu podejmować decyzję jeszcze raz, zrobiłby to samo.

Przeczytaj również: Wielka hipokryzja ekipy Jaruzelskiego

Następnego dnia "Nasz Dziennik" opublikował rozmowę z prof. Mieczysławem Rybą, historykiem i politologiem, który jest wstrząśnięty wypowiedzią generała. Profesor podaje zaskakujący przykład: "Wyobraźmy sobie sytuację, gdyby np. dzisiaj pojawiły się [w Polsce - dop. J.D.] demonstracje z powodów ekonomicznych i politycznych (zresztą takie się zdarzają w różnych krajach: na Białorusi, Ukrainie). Bruksela, Berlin czy inne państwo rozpoczyna naciski na rząd Polski, że trzeba to stłumić krwawo i wprowadzić stan wojenny. Władze to robią, a następnie twierdzą, że ze względu na "okoliczności międzynarodowe" tak się stało i "dla wyższego dobra". Jak wobec tego ocenialibyśmy te wydarzenia po kilku latach? Pewnie tak, jak mówi teraz Jaruzelski. Jest bardzo szkodliwe, jeśli tego typu opinie nie spotykają się z mocną reakcją warstwy przywódczej i politycznej".

Wypowiedź profesora, pracownika IPN, pozbawiona jest sensu. Ten historyk i politolog jakby nie dostrzegał, że dziś nie ma dwóch śmiertelnie sobie wrogich mocarstw, które stosują każde metody, by doprowadzić do zniszczenia przeciwnika! To, że do tamtych czasów mniej wykształceni ludzie przykładają dzisiejszą miarę jest zrozumiałe. Ale jeśli robi to historyk?

Tego rodzaju argumentacja jako żywo w swym absurdzie przypomina sobotni marsz bydgoskich zwolenników Obozu Narodowo-Radykalnego. Dwustu młodych ludzi, urodzonych w latach 90., upamiętniło 30. rocznicę stanu wojennego marszem przez miasto. Krzyczeli "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści", "Precz z brukselską okupacją!", "SLD - KGB" oraz "Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela!". A pod koniec manifestacji wskazano zdrajców Polski: prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska.

Antykomunistyczny marsz Narodowej Bydgoszczy
Stan wojenny uderzył również silnie w gospodarkę. Komunistyczne władze nie były w stanie przezwyciężyć absurdów tzw. gospodarki planowej. Do tego dochodziły niezwykle wysokie koszty utrzymania 300-tysięcznej armii. Szacuje się, że budżet wojska pochłaniał 8 do 10 procent PKB.
Niewiele ponad miesiąc po 13 grudnia rozpoczęto "reformy" polegające głównie na ogromnej podwyżce cen. Od 1 lutego 1982 roku podwyższono ceny żywności o średnio 240 procent, energii i węgla o średnio 171 procent.

Władze zamierzały wykorzystać prawo stanu wojennego do uzdrowienia gospodarki PRL-u. Jednak niewydolny system ekonomiczny wyczerpał już wszystkie swoje rezerwy.

Zapraszamy do lektury dzisiejszego papierowego wydania "Gazety Pomorskiej". A już w czwartek (15 grudnia) specjalne okolicznościowe wydanie "Albumu regionalnego".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska