Niedawne ogłoszenia o pracy z golubskiego pośredniaka. Kilkanaście ofert dla tych po zawodówce, kilka dla osób ze średnim wykształcenia, a tylko jedna dla takiej po studiach. Jak to jest, że ludzie z jednym z najniższych stopni wykształcenia, mogą łatwiej znaleźć pracę niż ci, którzy mogą pochwalić się tytułem magistra?
- Istnieje taki paradoks, te oferty funkcjonują dosyć długo bez odzewu choćby dlatego, że pracodawcy nie płacą dużo - mówi dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Golubiu-Dobrzyniu Jarosław Zakrzewski. - Nie ma tu rotacji. U nas 80 proc. bezrobotnych ma wykształcenie podstawowe lub zawodowe. Oceniam, że co drugi pracuje w szarej strefie i nie jest zainteresowany podjęciem pracy. Istnieje w rejestrze, bo ma za to ubezpieczenie i możliwość starania się o zasiłki z pomocy społecznej.
_Kolejny problem jest więc taki, że statystyki bezrobocia są zafałszowane. Teoretycznie średnio co trzecia osoba w naszej okolicy nie ma zatrudnienia. W praktyce**- pracuje na czarno lub woli nic nie robić. Przykłady? Wykonawca cmentarza w Starorypinie musiał zatrudnić na budowie pięciu bezrobotnych. Przychodzili i prosili, żeby podpisać, że do roboty się nie nadają. Bo jak nie, to oni zwolnienie lekarskie przyniosą. Praca im nie na rękę, bo mają fuchy. Jedna z powiatowych szkół szukała wuefisty. Dotarła do wykwalifikowanego nauczyciela, funkcjonującego w rejestrze bezrobotnych. Osoba odmówiła podjęcia pracy.
- _W takim przypadku bezrobotny jest wyłączany z rejestru na trzy miesiące i nie ma prawa do świadczeń z opieki - mówi dyrektor Zakrzewski. - _Takich sytuacji, nie ma co ukrywać, jest wiele. Przychodzą do nas osoby, które otwarcie mówią, że za najniższą krajową pracować nie pójdą, bo na czarno zarobią około 2 tys. zł. Do tego zasiłki z opieki, bo przecież udokumentowany dochód to kilkanaście, kilkadziesiąt złotych na osobę. I żyją jak pączki w maśle. Znacznie lepiej niż rodziny, w których matka oraz ojciec pracują legalnie.
_Polak potrafi. Ale może już niedługo. W lutym w Golubiu ruszy nowa forma aktywizacji zawodowej. Będą to tzw. prace społecznie użyteczne w wymiarze dziesięciu godzin tygodniowo, za 240 zł netto miesięcznie. Dla pracujących na czarno to bardzo niewygodne rozwiązanie, bo ogranicza mobilność. Pozwoli jednak na zweryfikowanie, kto rzeczywiście potrzebuje zatrudnienia.
Jolanta Szablicka-Sochacka, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Rypinie podkreśla, że realizacja prac społecznie użytecznych zależeć jednak będzie od aktywności gmin, które wspólnie z ośrodkami pomocy społecznej muszą opracować plan i zgodzić się na ponoszenie 40 proc. kosztów zatrudnienia.
