Zgłoszenie o pożarze służby otrzymało o godzinie 10:05. Na miejsce skierowano cztery zastępy straży pożarnej, ale szybko okazało się, że to zbyt mało. Ogień, który pojawił się w hali firmy H&I Tekstile rozprzestrzenił się na dwa kolejne obiekty: budynek biurowy oraz halę wynajmowaną przez firmę Helgesen, zajmującej się produkcją wyspecjalizowanych zbiorników hydraulicznych.
– Po przybyciu na miejsce zdarzenia pierwsze zastępy już zastały sytuację pożarową bardzo mocno rozwiniętą. Ogień obejmował bardzo dużą powierzchnię konstrukcji i wyposażenia hal. Niezwłocznie zadysponowano kolejne siły i środki – w szczytowym, kulminacyjnym momencie jednocześnie działania prowadziło 25 zastępów i 80 ludzi – wyjaśnia Karol Smarz, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy.
Pożar został uznany za opanowany przed 14. Ogień już się nie rozprzestrzeniał i nie zagrażał innym, sąsiednim budynkom. Strażacy skupiali się podczas swoich działań nie tylko na gaszeniu, ale również na obronie sąsiednich obiektów – w okolicy znajduje się wiele firm produkcyjnych. Choć skala pożaru jest ogromna (powierzchnia niemal 6000 m2), to gdyby wiatr wiał w przeciwną stronę, mogłoby dojść do jeszcze większego zagrożenia.
– Wstępnie oszacowano straty na kwotę ok. 30 mln zł. Typowe dogaszanie trwało do 1 w nocy, ale nawet później na miejscu został jeden zastęp, który wykonywał m.in. drobne prace rozbiórkowe – uzupełnił Karol Smarz. Łącznie w akcji wzięło udział 38 samochodów straży pożarnej oraz 140 strażaków.
W środę na miejscu przeprowadzono oględziny z udziałem biegłego ds. pożarnictwa, policji oraz prokuratora. – Wstępnie oceniono, że najprawdopodobniej doszło do zwarcia instalacji elektrycznej. Wiążącą będzie opinia sporządzona przez biegłego – informuje nas kom. Lidia Kowalska z Zespołu Komunikacji Społecznej Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. Na tę trzeba będzie zaczekać co najmniej kilka tygodni.
Postępowanie prowadzone jest pod kątem art. 163, paragrafu 1 Kodeksu karnego, który mówi o sprowadzeniu zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, w tym pożaru. W pożarze nikt nie ucierpiał, ale firmy poniosły duże straty finansowe. Właściciele mówią zgodnie, że teraz najważniejsze jest zadbanie o pracowników.
– Wszystko spłonęło. Trudno mi o tym rozmawiać. Nie wiemy, co możemy zrobić w obecnej sytuacji z pracownikami – wszystkie maszyny zostały zniszczone. Bez sprzętu przeniesienie do innej hali jest niemożliwe – przekazuje nam Małgorzata Iżycka, współwłaścicielka firmy H&I Tekstile.
– Mieliśmy nowych klientów i zlecenia, a teraz nie mamy towaru, bo spłonął. Musimy coś wymyślić, przede wszystkim dla pracowników. Niektóre osoby pracowały z nami 30 lat. Łącznie zatrudnionych było ok. 80 osób. To oni teraz najbardziej potrzebują pomocy – stwierdza.
– Straciliśmy wszystko, cały park maszynowy. Od wczoraj działamy, żeby odbudować firmę. Wracam ze spotkaniami z wszystkimi naszymi pracownikami, płacimy od dziś postojowe. Nasi pracownicy są zabezpieczeni finansowo, to było dla mnie najważniejsze. Dostaliśmy dużo wsparcia od partnerów biznesowych – mówi „Expressowi Bydgoskiemu” Marcin Rybacki, prezes firmy Helgesen.
Gdy pracownicy firmy zauważyli pożar, natychmiast wezwali straż. Z budynku ewakuowało się 31 osób. Łącznie zatrudnionych jest tam 60 pracowników. – Mamy pewne strategie, myślimy, w jaki sposób przywrócić ciągłość produkcji. Nasz towar trafia na eksport. To, czego teraz potrzebujemy, to hala produkcyjna. Szukamy miejsca, gdzie moglibyśmy dalej działać – taka pomoc jest teraz najistotniejsza – dodaje.
