1 z 28
Przewijaj galerię w dół
mł. ogn. Bartosz Tomczak...
fot. Nadesłane

mł. ogn. Bartosz Tomczak

mł. ogn. Bartosz Tomczak
Starszy ratownik - kierowca
JRG Chełmża

Skąd się wziął pomysł, żeby wstąpić do PSP?
Już jako mały chłopiec przychodziłem do strażnicy oglądać samochody strażackie. Te ogromne czerwone samochody robiły na mnie duże wrażenie, a strażacy - ich odwaga, siła i uznanie sprawiały, że ja też bardzo chciałem być taki jak Oni – pomagać innym, dawać coś od siebie i nie oczekując nic w zamian, iść tam, skąd wszyscy uciekają, narażając przy tym swoje życie. Jeżeli człowiek czegoś pragnie i o czymś bardzo marzy to się spełni. Słysząc sygnały jadących samochodów strażackich podbiegałem do okna i czekałem aż się pojawią, aż ich zobaczę. Często zdarzało mi się, że prosiłem mamę czy babcię by poszły ze mną, bym mógł popatrzeć jak gaszą pożary czy ratują ludzi i ich dobytek. W takich momentach byli bohaterami. Moja przygoda z pożarnictwem rozpoczęła się już w wojsku, przydzielono mnie do Wojskowej Straży Pożarnej w JW1641 w Inowrocławiu. Gdy moja służba zbliżał się ku końcowi, wszyscy, a szczególnie brat, który jest żołnierzem, usilnie namawiali mnie abym pozostał w JW 1641. Ja natomiast uparłem się i pragnąłem pomagać innym, dawać coś od siebie, co sprawia mi ogromną satysfakcję i nie zawsze usłyszeć „Dziękuję”. W międzyczasie ukończyłem szkołę medyczną na kierunku Ratownictwo Medyczne a później studia na tym samym kierunku. Pomaganie innym, nieszczęście innych nie jest mi obojętne.
Takich małych chłopców jak ja, to zapewne było i jest bardzo wielu. Mam dwóch synów, jeden z nich bardzo chce zostać strażakiem. Wszystkie zabawki, jakie posiada - wozy, książki, puzzle itp. są tematycznie powiązane ze strażą pożarną. Zapewne przyczyną jest to, iż oboje wraz z małżonką jesteśmy funkcjonariuszami PSP oraz staramy się, by synowie nie byli obojętni na nieszczęście innych.

Pamięta Pan swoją pierwsza akcję?
Czy pamiętam? Doskonale!! Często tak jest, że tych pierwszych ważnych wydarzeń w naszym życiu się nie zapomina. To był pożar mieszkania. Gdy po raz pierwszy usłyszałem „dzwonki”- to miał być mój dzień - dowódca przydzielił mnie na tzw. drugi rzut - ze względu na to, iż byłem „żółtodziobem”. Do zdarzenia wyjechała cała zmiana pełniąca tego dnia służbę. Jadąc na miejsce zdarzenia wyobrażałem sobie wielkie płomienie i jak bohaterowie ratujemy ludzi i dobytek z płonącego mieszkania. Byłem bardzo podekscytowany, że jadę na swoją pierwszą „prawdziwą akcję”, pełen zaangażowania, chęci i niesienia pomocy innym. Po dojeździe na miejsce zdarzenia okazało się, że paliła się łazienka, ale i tak było co robić, by ratować pozostałe mienie.

Która z akcji była dla Pana najtrudniejsza?
Hmm… Nie ma akcji trudnych czy łatwych… Każda jest inna i wymaga zaangażowania. W zależności od sytuacji każda ma swój charakter i do każdej trzeba podchodzić indywidualnie. Najgorsze, najtrudniejsze akcje to te, w których uczestniczą dzieci. Mając swoje dzieci, jako rodzice, stawiamy się się po tej drugiej stronie i robimy wszystko w miarę naszych możliwości i umiejętności.


Proszę opowiedzieć jakąś zabawną historię, która przydarzyła się Panu w pracy.
Zabawną historię? Nie jestem w stanie ich zapamiętać. Służbę pełnimy 24 h na 48 h, więc dużą część czasu spędzamy w pracy. Strażnica to nasz drugi dom, a strażacy to jak druga rodzina. Przebywając ze sobą wspólnie robimy sobie nawzajem żarty, dowcipy. Zdarzają się zabawne historie i sytuacje w czasie akcji, ale nie sposób ich zapamiętać. Nie chcę przytaczać przykładów, by nikt nie poczuł się urażony.

Czy każdy nadaje się do bycia strażakiem??
NIE! Nie każdy nadaje się na strażaka. Po pierwsze w PSP nie ma miejsca na indywidualizm, jest to zawód, który wykonuje się w zespole, drużynie. Wchodząc do akcji – pożaru - mam pewność, że mam wsparcie i mogę liczyć na kolegę, że nie pozostawi mnie uciekając. Poza tym są osoby, które reagują na drastyczne widoki i zapachy podczas wypadków i pożarów. Strażak nie boi się niczego. Bycie strażakiem to duma.

2 z 28
mł. ogn. Marcin Andrzejewski...
fot. Nadesłane

mł. ogn. Marcin Andrzejewski

mł. ogn. Marcin Andrzejewski
Starszy ratownik, JRG 3 Toruń

Skąd wziął się pomysł, żeby wstąpić do PSP?
Od kiedy pamiętam chciałem zostać strażakiem. Najprawdopodobniej dlatego, że miałem żywy strażacki przykład w domu - swojego ojca. To pchnęło mnie w tą stronę - a reszta- czyli miłość do tego zawodu, przyszła później - w trakcie trwania studiów w Szkole Głównej Służby Pożarniczej.

Pamięta Pan pierwszą akcję, w której wziął Pan udział?

Tak, był to standardowy pożar śmietnika, po którym zostałem ochrzczony przez kolegów ze zmiany prądem wody.

Która z akcji była dla Pana najtrudniejsza?

Wszystkie akcje są na swój sposób trudne, ale chyba najtrudniejsze są te z udziałem dzieci. Szczególnie ciężko przeżywa się tego typu akcje.

Proszę opowiedzieć jakąś zabawną historię, która przydarzyła się Panu w pracy?
Znalazłoby się ich kilka, np. ostatnie dość dziwne zgłoszenie dotyczyło uwolnienia pani z osiedlowego śmietnika. Zatrzasnęły się w nim drzwi i pani nie mogła go opuścić. A najśmieszniej wspominam wezwanie pana, który przekonany był, że jego sąsiad mieszkający w bloku piętro niżej, ma w domu piec - taki na drewno. Myślał, że ów sąsiad umyślnie go truje czadem z owego pieca, ponieważ słyszał codziennie jak rąbie on drewno - a ten najzwyczajniej na świecie grał sobie na konsoli w gry, a rąbanie drewna okazało się dźwiękami z tego urządzenia.

Czy każdy nadaje się do bycia strażakiem?
Uważam, że nie. Nie każdy ma silną osobowość, a taka jest wymagana w tej służbie. Trzeba również potrafić oddzielać życie osobiste od zawodowego - zostawiać pracę w pracy, żeby nie zwariować. Nie każdy umie też zachować zimną krew i trzeźwość myślenia w trudnych sytuacjach, a to jest konieczne przy wykonywaniu tej pracy.

3 z 28
mł ogn. Dawid Szkodziński,...
fot. Nadesłane

mł ogn. Dawid Szkodziński

mł ogn. Dawid Szkodziński,
Starszy ratownik- kierowca, JRG 1 Toruń

Skąd wziął się pomysł, żeby wstąpić do PSP?
Moim marzeniem zawsze było zostać żołnierzem. Marzenie te się spełniło, ale po paru latach w kamaszach kolega, z którym pracowałem razem w WP szukał czegoś innego i wstąpił w szeregi PSP. Praca bardzo mu się spodobała i zaszczepił we mnie chęć zmiany munduru. Przystąpiłem do egzaminów i tak już jakoś poszło.

Pamięta Pan pierwszą akcję, w której wziął Pan udział?
Pierwsze zdarzenie, do którego wyjechałem pamiętam dokładnie, było to wezwanie do kota na drzewie. Oczywiście jako najmłodszemu ratownikowi na aucie, to mi przypadła zaszczytna rola uratowania kociaka, jak podsumowali koledzy "kot gonił kota". Wszystko to wyglądało zabawnie, każdy się śmiał i atmosfera była bardzo luźna. W jednej chwili wszystko się zmieniło, gdy dowódca akcji dostał zgłoszenie. Ktoś mi powiedział, że tam, gdzie jedziemy przelewek już nie będzie. Gdy przyjechaliśmy na miejsce zdarzenia zastaliśmy auto w rowie. Było całe pozgniatane, a w środku uwieziona osoba w bardzo ciężkim stanie. Koledzy rzucili się do działania. Bardzo chciałem pomoc i czekałem na rozkazy, ale nikt mi ich nie wydał, bo każdy coś robił. Działali praktycznie bez słów, każdy wiedział co ma robić, a pośród nich ja - zakręcony żółtodziób - który szybko sobie uświadomił, że jeszcze wiele nauki przed nim, a najlepiej zacząć już. Do końca akcji starałem się jak najwięcej podejrzeć i jak najmniej przeszkadzać. Jedyne co mogłem wtedy profesjonalnie zrobić, to pozamiatać po wypadku.

Która z akcji była dla Pana najtrudniejsza?

Chyba jestem szczęściarzem i mogę z całą stanowczością powiedzieć, że takiej akcji jeszcze nie było. Jest to zasługa osób, z którymi współpracuję i moich przełożonych. Nawet w najtrudniejszej sytuacji ktoś z naszej grupy wpadnie na genialny pomysł i szybko przedstawi swoją trafną wizję. Każdy z nas ma inne zainteresowania, które bardzo nam pomagają. Pływanie, wspinaczka, ratownictwo medyczne, a nawet otwieranie zamkniętych drzwi i okien trochę po złodziejsku - bo bez zniszczeń, jest tego naprawdę dużo, długo by wymieniać. Znamy się bardzo dobrze i wiemy kto przy jakim zdarzeniu będzie grał pierwsze skrzypce i kto zajmie się sprawami drugorzędnymi. Dużo, a nawet bardzo dużo wspólnych ćwiczeń plus rzeczy, które powyżej wymieniłem sprawiły, że sprawy, które dla mnie są trudne, stały się dużo łatwiejsze, a nawet czasami bezproblemowe, bo cały ciężar wziął na siebie lider danej akcji. Ktoś może się zapytać co ze strachem? Odpowiadam stanowczo - jest! Ale i to można okiełznać. Wystarczy logicznie myśleć i mieć bezgraniczne zaufanie do kolegi (co czasami jest trudne, bo powierzamy mu swoje życie), ale jak dotąd wszystko to zadziałało, wiec trzymam się tych zasad i na razie jakoś idzie. Spać po nocach spokojnie jeszcze mogę.

Proszę opowiedzieć jakąś zabawną historię, która przydarzyła się Panu w pracy?
Jedna z zabawniejszych historii przytrafiła mi się na samym początku mojej służby w PSP. Miało to miejsce podczas usuwania dużego kokonu szerszeni. Koledzy ubrali mnie pierwszy raz w kombinezon pszczelarski, a dokładniej było to ubranie chemiczne bo szerszenie były wyjątkowo duże. Oczywiście podczas ubierania mnie nagadali mi, że owady potrafią niesamowicie przenikać przez najmniejsze nieszczelności. Byłem początkujący, to czemu miałem im nie wierzyć? No i stało się. Podczas działania poczułem jak duży, wypasiony szerszeń dostał się do środka kombinezonu i zakleszczył się miedzy podkoszulką a bluzą. Był bardzo rozwścieczony. Jego agresywne brzęczenie było przerażające. Robiłem wszystko żeby odizolować go od mojego ciała. Próbowałem go jakoś złapać, co było trudne, bo wszystko działo się pod grubym kombinezonem. Ucieczka z kombinezonu w ogóle nie wchodziła w grę, bo samemu trudno z niego wyjść, a na zewnątrz szalało takich dziesiątki. W końcu udało mi się jakoś uformować tak bluzę, że skrępował się w materiale. Bzyczenie ucichło. Odciągając bluzę od ciała poszedłem w bezpieczne miejsce. Kolega zauważył, że coś jest nie tak i pomógł mi się rozebrać. Podczas rozbierania musiałem znowu puścić bluzę i szerszeń znowu miał miejsce do szarpania się. W ekspresowym tempie wszystko z siebie zrzucałem. W końcu udało się go pozbyć. Zrzuciłem z siebie bluzę i widać było jak próbuje spod niej wyjść. Bluza aż podskakiwała. Kijem podniosłem ubranie do góry, żeby go wypuścić. Okazało się ze szerszeniem był mój telefon komórkowy, który był ustawiony na wibracje. Sam z siebie zacząłem się śmiać, choć jeszcze chwilę wcześniej do śmiechu mi nie było.

Czy każdy nadaje się do bycia strażakiem?
Praca w straży jest bardzo specyficzna i myślę, że nie każdy nadaje się na to miejsce. Trzeba sobie uświadomić, że mimo tego że dzieci nam machają jak nas widza i się śmieja do nas, ludzie są bardzo życzliwi i mili dla nas, to tam gdzie się pojawiamy niestety wydążyło się jakieś większe lub mniejsze nieszczęście. Rzadko kiedy, jak ludzie nas widzą, wracamy z miłego spotkania w przedszkolu. Duży procent zdarzeń to ludzkie tragedie. Nie każda akcja to kot na drzewie czy palący się śmietnik. Pamiętajmy, że życie ludzkie jest kruche i ulotne, chyba strażak z ratownikiem medycznym najczęściej widzą jak gaśnie.

4 z 28
kpt. Robert Liss,...
fot. Nadesłane

kpt. Robert Liss

kpt. Robert Liss,
Dowódca jednostki, JRG Sępólno

Jak długo pracuje już Pan w straży pożarnej?
18 lat

Skąd wziął się pomysł, żeby wstąpić do PSP?
Musiałem wybrać szkołę. Wtedy zdecydowałem, że chcę zostać strażackim. Nie żałuję tego wyboru.

Pamięta Pan pierwszą akcję, w której wziął Pan udział?
Słabo. To był pożar jakichś zabudowań gospodarskich.

Która z akcji była dla Pana najtrudniejsza?
Wypadek koło Dziedna. Był 1999 r. Zderzyły się dwa samochody. Było aż ośmiu poszkodowanych. Po raz pierwszy wezwaliśmy wówczas śmigłowiec. Wcześniej to się w powiecie sępoleńskim nie zdarzało.

Proszę opowiedzieć jakąś zabawną historię, która przydarzyła się Panu w pracy?
Chyba historia z kotem. Wiele lat temu. Sobota nad ranem. Ok. 4. Jakiś wędkarz łowił ryby w Płociczu. Niedaleko na drzewie siedział kot, który miauczał. Wędkarzowi to przeszkadzało i zadzwonił do nas. Pojechaliśmy. Kot faktycznie siedział wysoko na drzewie. Był tak przestraszony, że od razu uciekł.

Czy każdy nadaje się do bycia strażakiem?
Nie każdy. To trzeba czuć. Nie zawsze te umiejętności można nabyć. Trzeba też być czułym na ludzkie nieszczęście. Nie tylko pomagać, ale być do tego empatycznym.

Jak spędza Pan wolny czas po pracy?
Uprawiam sport. Gram w piłkę nożną. Uprawiam ogród przy domu. Spędzam też aktywnie czas z moimi dziećmi.

Pozostały jeszcze 23 zdjęcia.
Przewijaj aby przejść do kolejnej strony galerii.

Polecamy

Hiszpania, Meksyk i Gruzja z food trucka. Wyjątkowy festiwal smaków w Bydgoszczy

Hiszpania, Meksyk i Gruzja z food trucka. Wyjątkowy festiwal smaków w Bydgoszczy

Wypadek na S10 pod Toruniem. Bus zderzył się z osobówką, pięć osób poszkodowanych

Wypadek na S10 pod Toruniem. Bus zderzył się z osobówką, pięć osób poszkodowanych

Zaginęła 17-letnia Marta Pałczyńska. Szukają jej bliscy i bydgoska policja

Zaginęła 17-letnia Marta Pałczyńska. Szukają jej bliscy i bydgoska policja

Zobacz również

Hiszpania, Meksyk i Gruzja z food trucka. Wyjątkowy festiwal smaków w Bydgoszczy

Hiszpania, Meksyk i Gruzja z food trucka. Wyjątkowy festiwal smaków w Bydgoszczy

Rozsyp to koło cebuli. Ten nawóz sprawi, że cebul będzie mnóstwo na grządkach!

Rozsyp to koło cebuli. Ten nawóz sprawi, że cebul będzie mnóstwo na grządkach!