https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strażakom nie zawsze wolno jechać do akcji ratowniczej. Gdy zabrzmi syrena, coraz trudniej zebrać odpowiednią liczbę strażaków...

(bart)
Andrzej Bartniak
Powolny odpływ druhów z OSP na razie nikogo nie martwi. Tych, którzy chcieliby działać i tak jest wciąż wielu. Większym problemem jest to, że coraz częściej praca zawodowa uniemożliwia ochotnikom udział w potrzebnych działaniach.

W powiecie świeckim jest ponad 1700 osób mogących się pochwalić przynależnością do którejś z 68 jednostek OSP. Taka liczba członków z pewnością robi wrażenie, nie mówi ona jednak całej prawdy o możliwościach operacyjnych strażaków z naszego powiatu. Mogących brać czynny udział w akcjach ratowniczych jest znacznie mniej - około 600. Nie zmienia faktu, że strażacy są liczącą się siłą zwłaszcza w gminach wiejskich.

- To, że ktoś ze względu na wiek lub brak badań lekarskich nie gasi pożarów czy nie pomaga poszkodowanym w wypadkach, nie oznacza, że jest nieprzydatny - przekonuje Józef Gawrych, wieceprezes zarządu powiatowego OSP. - Strażacy podejmują wiele innych działań na rzecz społeczności lokalnej.

Jednak to nie ta aktywność, o której wspomina Gawrych stanowi o popularności strażaków, lecz działania ratownicze z ich udziałem. Rzecz w tym, że o ile kiedyś do pożaru mógł jechać każdy, kto czuł się na siłach, o tyle teraz precyzyjnie regulują to przepisy. - Do akcji nie może pojechać nikt, kto nie posiada odpowiedniego przeszkolenia, nie przeszedł kursu BHP oraz nie dysponuje aktualnymi badaniami lekarskimi - wylicza Gawrych. - Koniecznym warunkiem jest nawet odpowiednie umundurowanie. Te wymogi sprawiają, że utrzymanie licznej grupy aktywnych strażaków staje się coraz droższe i niektóre gminy mają z tym problem.

Znaczącym obciążeniem są też remizy i wydatki związane z zakupem i utrzymaniem sprzętu ratowniczego. Na szczęście, pod tym względem jednostki z powiatu świeckiego na tle województwa kujawsko-pomorskiego wypadają dobrze.

Co więc martwi ludzi związanych z bezpieczeństwem? - Gdy zabrzmi syrena, coraz trudniej zebrać odpowiednią liczbę ludzi - mówi Gawrych. - Niektórzy przedsiębiorcy nie pozwalają strażakom OSP przerwać pracy. Przybywa też takich, którzy pracują z dala od miejsca zamieszkania i nie są w stanie dojechać, nawet gdyby chcieli.

Te spostrzeżenia pokrywają się z obserwacjami Komendy Powiatowej PSP. - Mamy odnotowane przypadki, gdy nie wyjechały nawet najlepsze jednostki należące do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego - mówi kpt. Paweł Puchowski, oficer prasowy KP PSP. - Tylko dlatego, że nie zjawił się kierowca. Być może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby wzorem krajów zachodnich, przedsiębiorcy zatrudniający druhów OSP, otrzymywaliby z tego tytułu jakieś ulgi. Praca stała się dobrem najwyższym i nikt nie zaryzykuje opuszczenia stanowiska po to, by pojechać na akcję. Obawiam się, że skala zjawiska będzie się nasilać.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

S
Strażak

Znając życie to mój komentarz nic na to nie pomoże ale warto próbować. Jestem strażakiem ochotnikiem od 10 lat i cały czas czynnie uczestnicze w życiu jednostki. Od kiedy znalazłem prace to liczba moich wyjazdów bardzo spadła. Pracuje 2 km od remizy i spokojnie zdążył bym na każdą akcję,ale niestety mój szef ma to gdzieś że jestem strażakiem i nawet sobie nie myśli żeby mnie puszczać na syrene. Wiem że gdyby miał jakieś ulgi bądz może jakiś zysk z tego że mnie zatrudnia na pewno wyglądało by to inaczej. Niech ktoś odpowiedzialny za to w końcu zacznie pracować a nie siedzi bezczynnie za biurkiem!!!  Żebyście później tego nie żałowali urzędasy zasrane gdy nas zabraknie a PSP sie nie wyrobi!!!

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska