Wczoraj swoimi doświadczeniami wymieniali się na konferencji szkoleniowej strażnicy miejscy z formacji w całym kraju, nie tylko z województwa pomorskiego. Chojniczanom podpowiadali, co robić z kopciuchami, także wrocławianie i torunianie. Obecni byli przedstawiciele wojewódzkiej inspekcji ochrony środowiska w Gdańsku.
O tym, jakie w praktyce są problemy z trucicielami, opowiedział na dwóch przykładach Jarosław Stańczyk z WIOŚ.
Denerwuje przedłużająca się procedura, która odwleka wymierzenie kary i działania powodujące zaprzestanie niewłaściwych praktyk.
- Kupa czasu, kupa pracy, brak efektu ekologicznego - skwitował Stańczyk. - Tak to wygląda na co dzień. Ale z dużymi zakładami to się nam nie zdarza, bo one respektują przepisy, dbają o PR i swój image.
Naczelnik oddziału ochrony środowiska straży miejskiej we Wrocławiu Jarosław Dudziak przypomniał wszystkim, że strażnicy mają prawo wstępu na posesję, by skontrolować, czym pali się w piecach. Do zakładów przez całą dobę, do zwykłego Kowalskiego - od godz. 6 do 22. I nie można takiego strażnika nie wpuścić. - Utrudnianie kontroli jest przestępstwem - przypomniał Du-dziak. - Strażnicy mogą wejść do domu nawet bez rzeczoznawcy.
Oczywiście, trzeba pobrać próbki, a to kosztuje. Ale jeśli chce się żyć zdrowo i dłużej, jeśli nie chce się skażenia środowiska, nie ma wyjścia. Trzeba płacić. A najlepiej edukować ludzi, czego robić nie wolno.
A więc czego? Nie spalamy plastików, opon, lakierowanego drewna, sztucznych skór, opakowań po farbach. Podczas spalania takich wyrobów emitują one szkodliwe związki chemiczne, które zatruwają nas i nasze otoczenie.
- U nas była dyskusja zwłaszcza o tym wchodzeniu na kontrolę do domów - przypomina Jarosław Rekowski, dyrektor wydziału komunalnego w ratuszu. - Strażnicy czują jakby opór materii. Ale przepisy są. Więc to bariera mentalna, siedzi w głowie i trzeba ją przezwyciężyć.
Podczas przerwy można było obejrzeć samochód Eko-Patrolu z Torunia, który na wszystkich zrobił wielkie wrażenie.
Więcej informacji z Chojnic: pomorska.pl/Chojnice