Ministerstwo Finansów musi się teraz "obejść smakiem". Za to straże gminne i miejskie skutecznie polują na potknięcia kierowców. Osławiona straż z kujawsko-pomorskiego Kęsowa zbiera co roku do kasy gminnej kilka milionów złotych.
- To okręgi łowieckie. Strażnicy polują na kierowców jak na jeleni - stwierdza obrazowo pan Krzysztof ze Świecia. - Ostatnio przekroczyłem dozwoloną prędkość na drodze pod Brodnicą o 11 kilometrów na godzinę i nie zaproponowano mi najniższego możliwego mandatu, czyli 50-złotowego, a od razu stówkę i dwa punkty karne. A przecież kara powinna być adekwatna do przewinienia i działać przede wszystkim prewencyjnie, a nie restrykcyjnie.
Wielu kierowców ma też zastrzeżenia co do rzetelności pomiarów za pomocą stosowanych przez policję ręcznych mierników prędkości "Iskra-1".
Aby pomiar był prawidłowy, funkcjonariusz nie może celować do kilku aut jednocześnie, a tylko do jednego. Nie powinien tego robić także na zakręcie.
Ubiegłoroczny test radarów "Iskra", który przeprowadziła kujawsko-pomorska policja, Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Bydgoszczy i "Gazeta Pomorska", dowiódł że trudno coś zarzucić temu miernikowi prędkości, jeśli tylko mundurowi stosują się do instrukcji. Prawda jest jednak taka, że kierowca nie ma pewności, że pomiar dotyczy akurat jego auta, a nie na przykład jadącego przed albo za nim. Zdjęcia przecież nie ma.
Patroli wyposażonych w "Iskry" jest w naszym kraju mnóstwo. Reporter "Pomorskiej" przekonał się o tym ostatnio jadąc przez województwa dolnośląskie, wielkopolskie i kujawsko-pomorskie.
Na żadną kontrolę nie natknął się za to wcześniej - w mogących pochwalić się znacznie lepszymi drogami (zwłaszcza autostradami) Chorwacji, Słowenii, Austrii i Czechach.
Przeczytaj: Wjeżdżamy do Polski, a tu las fotoradarów i policyjnych kontroli
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje