W grudniu Jerzy Fogel po raz drugi gościł w Szkocji, gdzie od trzech lat mieszka i pracuje jego najstarszy syn - Mateusz.
Oprócz świąt spędzonych w rodzinnym gronie jedną z głównych atrakcji były rozgrywki Scottish Premier League.
Nie zobaczyć choćby jednego spotkania, to dla amatora sportu jak nie zwiedzić piramid w Egipcie czy Wieży Eiffela w Paryżu.
- Jeszcze przed wylotem syn ustawił wszystko tak, żebyśmy poszli na mecz Dundee i odwiedzili stadion Celtów - opowiada z entuzjazmem brodniczanin.
Dundee to miasto położone we wschodniej części Szkocji, nad zatoką Firth of Tay nad Morzem Północnym. Pod względem liczby mieszkańców mniejszy od sąsiedniego Aberdeen i Edynburga, nawet Torunia.
Tamtejszy klub Dundee FC zajmuje obecnie dziewiąte miejsce w rozgrywkach Scottish Premier League. W tej sytuacji zespół był również gdy w Szkocji przebywał Jerzy Fogel
- Mecz dziewiątego w tabeli Dundee z czwartym wówczas Hearts odbył się dzień przed wigilią. Mimo to stadion pękał w szwach - relacjonuje zafascynowany. - Siedzieliśmy dwa metry od murawy. Zauważyłem, że w rzeczywistości piłkarze są młodsi niż wyglądają w telewizji - mówi zaaferowany. - Cały stadion śpiewał. Ludzie dopingowali swój zespół, ale potrafili docenić dobre akcje rywali. Dlatego nawet kiedy strzały piłkarzy Hearts mijały światło bramki, to przez stadion przetaczało się westchnienie zawodu. W przerwie na murawie trenowali najmłodsi. Publiczność nagradzała ich brawami - opowiada. - Trudno to oddać słowami - mówi przekładając rozłożone na stole zdjęcia.
- Mecz stał na wysokim poziomie. Szkoci nie są technikami ale nadrabiają walecznością - ocenia.
Ostatecznie pomarańczowi przegrali przed własną publicznością 0:1. - To był karny z niczego. Sędzia dopatrzył się ręki w polu karnym - mówi.
- Ten mecz wygrał dla Hearts Craig Gordon, najlepszy szkocki bramkarz - dodaje.
Z tego meczu przywiózł kilka pamiątek. Przedmeczowy folder byłby gratką dla każdego kibica: statystki z ostatnich kilku lat, zdjęcia, wywiady. Przed każdym meczem można kupić stosowne wydanie. Do tego bilety, koszulka i mnóstwo zdjęć.
Jeszcze ciekawsza okazała się wyprawa do Glasgow. Oczywiście nie na Rangersów, ale Celtic z Borucem i Żurawskim na czele.
Tego dnia na Celtic Park gościli piłkarze Kilmarnock. - Niestety, nie obejrzałem tego meczu - przyznaje Jerzy Fogel. Wszedł jednak na stadion i odwiedził klubowy sklep.
- Kupiłem szalik, brelok do kluczy i przedmeczowy program - opowiada rozkładając gazety "Star" z artykułami o Żurawskim i Borucu. Pocztówkę z tym ostatnim oddał koledze ze studia, gdzie pracuje, wielkiemu fanowi Celtiku.
- Nasz bramkarz jest tam zdecydowanie bardziej lubiany. Media poświęcają mu więcej uwagi - spostrzega.
Jednak w klubowym sklepie obaj są tak samo hołubieni. Niestety, na zakup koszulki trzeba wysupłać trzydzieści funtów.
Od czasu powrotu Jerzy Fogel z wypiekami śledzi rozgrywki Scottish Premier League. Oglądał oczywiście, gdy Celtowie gościli na Dens Park.
Stadion był tak samo rozśpiewany jak podczas jego wizyty. Tak jak zapamiętał.