Szwedzi szczęśliwie pokonali Czechów na Friends Arena i za ojca sukcesu uznali wcale nie zdobywcę bramki Robina Quaisona ani też Aleksandra Isaka, który asystował przy golu, lecz... debiutanta Jaspera Karlstroma. Pomocnik Lecha Poznań wszedł na boisko w 107. minucie i zaledwie trzy minuty później odegrał piłkę ze środka boiska do Quaisona, który razem z Isakiem rozegrali dwójkową akcję, zakończoną golem. Wejście Karlstroma okazalo się więc przełomem. W trzy minuty zrobił więcej niż Albin Ekdal i Kristoffer Olsson razem wzięci.
„To Karlstom posłał piłkę do przodu i to mówi wiele o tej reprezentacji. Cała Szwecja może ryczeć zwycięsko za tę wyjątkową zmianę, a przede wszystkim właściwą. Obecność Karlstroma w kadrze w 2022 to sensacja, a jego wejście to typowy selekcjoner Andersson” – zauważa „Sportbladet” i zachwala: „To była zmiana praktyczna, umiejętne wejście, zmiana nie niosąca za sobą wejścia za nazwisko czy prestiż, Jasper Karlstrom wszedł i zrobił co powinien”.
Na innej stronie tonuje nastrój, dając wymowny tytuł: „Odhaczone”. „Więc jesteśmy. Finał w Chorzowie przeciwko zdrowemu Lewandowskiemu i 54 tys. białym kibicom. A co ma Szwecja? ciągniętego w ostatniej chwili Bengstssona, Jaspera Karlstroma i półprzytomnego stopera na prawej obronie. Nie wykluczaj drużyny, która nie umie strollować”. Czytaj: nie umie napsuć krwi.
Krwi na razie napsuli Szwedom Polacy. Prowadzący meczowe studio w telewizji szwedzkiej nie potrafił powstrzymać się od uwagi:
- Polska siedzi i zaciera ręce, że mamy dogrywkę w nogach. Zawodnicy są zajechani, wiec wyszło dokladnie tak, jak chciała Polska. Być może woleli spotkać Czechy, ale dla nich to idealny wynik.
Niemniej zawodnicy reprezentacji Szwecji nie ustyskują. - Wyglądaliśmy silni w dogrywce. To nie powinno być problemem. Mamy wystarczająco czasu, by wypocząć. Musimy polepszyć ofensywę i grać szybciej. Jedziemy do Polski z dużą pewnością siebie – mówi kapitan Skandynawów, Victor Lindelof.
Zupełnie innego zdania są jednak dziennikarze „Expressen”: „Reprezentacji Janne Anderssona rzadko kiedy tak trudno było zaufać, jak w ciągu ostatnich sześciu miesięcy” - ocenia komentatorka Therese Stromberg. „Co z tego, że nasza reprezentacja ma do dyspozycji największe młode piłkarskie talenty w Europie, skoro pierwszy dobry strzał na bramkę Czechów oddała dopiero po 75 minutach?” – pyta retorycznie.
Jeszcze dosadniej o czwartkowym występie Szwedów wyraża się Erik Niva ze „Sportsbladet”: „Na początku miałem wrażenie, jakby na polowaniu wypuszczono ze smyczy psy myśliwskie, które rzuciły się do przodu. Z tej gonitwy zrobił się jednak bałagan. W jakiej my formacji graliśmy, jaki na ten mecz był pomysł? Ostatnie minuty były chaotyczne do tego stopnia, że nie wiedziałem, co się działo na murawie. Nie mówię już o jakieś merytorycznej analizie, którą mógłbym przeprowadzić” – ocenia i puentuje: „45 minut tego meczu było niewygodne, 70 nieprzyjemne, a 90 nie do zniesienia. O 120 nawet nikt nie pomyślał, a może nie chciał myśleć”.
