https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szybuje coraz wyżej

Na tym właśnie szybowcu LS-8 18 Joanna Biedermann wywalczyła brąz w mistrzostwach świata w klasie standard.
Na tym właśnie szybowcu LS-8 18 Joanna Biedermann wywalczyła brąz w mistrzostwach świata w klasie standard. Fot. Autor
Marzy o kupnie własnego szybowca. Może właśnie na nim osiągnie następny cel.

JOANNA BIEDERMANN

JOANNA BIEDERMANN

Zdobyła m.in. 4. miejsce w ME juniorów w 1995 r., wicemistrzostwo Europy kobiet w kl. club w 1999 r. i brązowy medal mistrzostw świata w kl. standard. Jest pilotem oraz instruktorem szybowcowym i samolotowym. Ma licencję pilota balonowego. Jest pierwszym oficerem PLL LOT. Ma na koncie ponad 3.000 godzin wylatanych na szybowcach i 6.000 godzin samolotami.

A przecież jest już brązową medalistką mistrzostw świata, posiada też Złotą Odznakę szybowcową z trzema diamentami. Czego pragnąć więcej? A jednak... Chciałaby zaliczyć przelot 1.000 km, najlepiej w Afryce, gdzie panują odpowiednie warunki pogodowe. Byłaby pierwszą Polką, legitymującą się takim osiągnięciem.

Takiego wyczynu dokonało tylko sześciu Polaków. Żadna z naszych rodaczek. A Joanna Biedermann, pilotka Aeroklubu Grudziądzkiego czuje, że stać ją na wielki wyczyn. Właśnie zdobyła we francuskim Romorantin brązowy medal mistrzostw świata kobiet w klasie standard. Żeby w nich wystartować wzięła urlop. Nie wiedziała, czy na pewno będzie miała odpowiedniej klasy szybowiec. Aeroklub Polski ma jeden LS-8 18, a w klasie standard, bardziej prestiżowej niż club, miały startować dwie Polki: Joanna Biedermann i Anna Michalak. AP próbował wypożyczyć szybowiec, oferował nawet 1000 euro na tydzień. Nikt jednak w tym czasie nie mógł żadnego udostępnić.

Której przydzielić szybowiec? - zastanawiali się trenerzy kadry.

Miało zdecydować losowanie,
jednak Anna Michalak sam zrezygnowała na rzecz Joasi, bo osiągała ostatnio lepsze rezultaty i miała większe szanse na dobry wynik w Romorantin. Zgodziła się wystartować w klasie 15-metrowej.

- Byłam jej wdzięczna - podkreśla Joanna. - Zarazem bardzo jej współczułam, bo latało jej się źle i wszystko szło nie tak, jak chciała. Początek też miałam nieudany. W pierwszej konkurencji nie "załapałam się" na termikę przed odejściem na trasę i konkurencji, po prostu, nie ukończyłam. Fatalnie. Ale zawody trwają dwa tygodnie - pocieszałam się - wszystko przede mną! Zresztą lepiej jest "gonić" rywalki, niż bronić pozycji liderki. W drugiej konkurencji już się bardzo postarałam - wygrałam! A po trzeciej zajmowałam w ogólnej klasyfikacji 2. miejsce. Utrzymywałam je niemal do końca, jednak w przedostatniej, ósmej konkurencji spadłam na trzecie. Wyprzedziła mnie Czeszka, Jana Veprekova, mistrzyni świata z 2005 r. Ja byłam wtedy czwarta. A teraz, we Francji drugie miejsce było tuż, w moim zasięgu, jednak pierwsze - nie. Nie tym razem. Brytyjka Sarah Kelman była z nas najlepsza.

W mistrzostwach świata startowały także trzy bardzo dobre Niemki, które latały zespołowo. Wzorowo współpracowały. Aż dziwne, że żadna nie znalazła się na podium! - W trójce czy w parze lata się łatwiej - tłumaczy Joanna. - Można przekazywać informacje, gdzie szukać najlepszych noszeń, jak pokonywać trasę.

Taka wymiana danych bardzo pomaga. Samemu walczy się o wiele trudniej. Miałam co prawda odpowiedniej klasy szybowiec, ale nie był mój. Nie znam go tak dokładnie, jak moje rywalki swoje szybowce, które bardzo często są ich własnością. A jeśli mają klubowe, to na stałe. Ja, kiedy wsiadam do szybowca, jaki przydziela mi trener kadry, montuję w nim swoje, dodatkowe przyrządy i zawsze mi wiszą jakieś kable nad głową, w kokpicie robi się mało wygodnie. Jednak rozpiera mnie radość, że znów latam, że muszę wykorzystać całą swoją wiedzę i umiejętności, aby osiągnąć kolejny cel. Brązowy medal mistrzostw świata to mój największy sukces.

Oprócz medalu Joanna przywiozła ze sobą do Warszawy (tu mieszka na stałe), niezapomniany widok okolic Romorantin. Wciąż ma przed oczyma malowniczą okolicę doliny Loary; zamki, które były punktami zwrotnymi na trasach, także równiny i wzniesienia. Trochę takie, jak na naszych Mazurach. I lasy okalające lotnisko, nad którymi trzeba było utrzymywać zapas wysokości na dolot. Bo w lesie przygodnie wylądować się nie da. Było pięknie, lecz pogoda nie bardzo sprzyjała szybowniczkom. Przed mistrzostwami świeciło słońce i była znakomita termika. A gdy zaczęły się konkurencje - aura sprawila psikusa. Dało się, na szczęście, latać. I tak jest na każdych mistrzostwach świata pań! Odbyły się już cztery. Aura, jak zaczarowana, zawsze psuje się, gdy rywalizują najlepsze na świecie szybowniczki.

Pewnie dlatego, że
latające kobiety, to czarownice - żartują pilotki.
- W Romorantin organizatorzy wytyczali nam 400-kilometrowe trasy, a przez cały dzień przelatywałyśmy tylko 180-200 km. Niektóre zaledwie 100 km - wspomina Joanna.

W trudnych warunkach meteorologicznych przydaje się doświadczenie, wiedza lotnicza zdobywana latami. Pomagała jej ekipa na ziemi. Podczas treningów przed zawodami był z nią pilot Aeroklubu Grudziądzkiego Dariusz Dembek z żoną Agnieszką - też pilotką. A w czasie zawodów towarzyszył Andrzej Ogonowski. Łatwo nie mieli, gdyż trudno się dogadać z Francuzami. - Nie mówią w ogóle po angielsku, to chyba historyczne uprzedzenia. Wiedziałam o tym, będąc wcześniej na zawodach w Alpach. Oswoiłam się wówczas z realiami francuskimi. Spodziewałam się, że organizatorzy mistrzostw nie będą posługiwać się tym językiem i rzeczywiście, tylko jeden z nich objaśniał nam po angielsku trasy. Nie wystartowałabym w wielu zawodach, gdyby nie pomagali mi finansowo i sprzętowo koledzy piloci, a także moja nowa firma: PLL LOT.

Przez kilka lat Asia była pilotem samolotów ATR w Eurolocie. Teraz jest już pierwszym oficerem w PLL LOT. Pilotuje Embraery 170 i 175. Uwielbia swoją pracę. Twierdzi, że nawet wielokrotne przemierzanie tej samej trasy wnosi za każdym razem coś nowego: - Nie ma nudnych lotów, każdy jest inny! - zauważa.

Czy przesiądzie się teraz na Boeingi 737 lub 747? - Embraery są nowocześniejsze i zapewniają wyższy komfort lotu - uśmiecha się. - Ale co kilka lat warto zmienić samoloty, na których się lata, żeby uniknąć monotonii. Poczekam, aż LOT otrzyma Boeingi "dreamline" - dalszego zasięgu. To nowsza generacja
Miała 16 lat, gdy pojawiła się na lotnisku w Lisich Kątach, by skończyć szybowcową "podstawówkę". Kto mógł przypuszczać, że to przyszła wicemistrzyni świata!

Czy wykazywała jakieś specjalne predyspozycje do latania? - Była, jak wszystkie dziewczyny, rozpoczynające naukę pilotażu - informuje ówczesny szef wyszkolenia Aeroklubu Grudziądzkiego Andrzej Ogonowski. - Dopiero później, gdy zaczęła startować w zawodach, widać było wyjątkową konsekwencję w nauce, rozwoju. Stopniowo, krok po kroku robiła postępy.

Joanna uśmiecha się: - Kończąc szybowcową podstawówkę, miałam już licencję pilota szybowcowego. Nie myślałam wówczas w ogóle, że kiedyś będę startować w zawodach. Chciałam, po prostu, latać. Coraz lepiej. Szybko się jednak zorientowałam, że właśnie zawody sportowe są najlepszą drogą do doskonalenia. I postanowiłam się sprawdzić. Każdy, kto kiedyś leciał samolotem lub szybowcem i mu się to spodobało, zrozumie mój wybór - mówi z przekonaniem. - Łączę moją pasję z poznawaniem świata. Latam zawodowo w linii lotniczej. To mi zapewnia stabilizację finansową. Lubię też baloniarstwo. Jednak moją największą miłością pozostaną zawsze szybowce.

Maryla Rzeszut

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska