MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica wujka Leona

ADAM WILLMA [email protected]
Zgłosiła się do nas rodzina Leona Jarocha. "Po przeczytaniu Pana artykułu jesteśmy prawie pewni, że Leon Jaroch wymieniony w tym artykule jest wujkiem mojej mamy” - napisali
Zgłosiła się do nas rodzina Leona Jarocha. "Po przeczytaniu Pana artykułu jesteśmy prawie pewni, że Leon Jaroch wymieniony w tym artykule jest wujkiem mojej mamy” - napisali
Wiemy już więcej o naszych krajanach zamordowanych w Poppenhausen.

Tyle lat szukaliśmy jakiejkolwiek informacji... Przecież to wujek Leon - mówi Urszula Pankanin z Pruszcza.
Przypomnijmy - przed trzema tygodniami pisaliśmy o dramatycznych wydarzeniach w Poppenhausen - niewielkiej wsi w Turyngii. Wiosną 1942 miejscowy policjant pobił do nieprzytomności dwóch robotników przymusowych z Polski. Ci zemścili się na oprawcy zabijając go w okolicznym lesie. W odwecie za tę śmierć, w okolicy Poppenhausen powieszono 20 Polaków, w tym 19 więźniów obozu w Buchenwaldzie. Ciała skazańców powróciły do obozu, gdzie zostały skremowane. Egzekucji musiało przyglądać się kilkuset polskich pracowników przymusowych.

Przeczytaj także: Funkcjonariusze UB postanowili nadać egzekucji Sówki propagandową oprawę. Za niemieckiego funkcjonariusza życie oddać miało 20 Polaków

Pamięć powróciła

Kilka lat temu sprawą zajął się Bernd Ahnicke, miejscowy radny, który odszukał akta związane z egzekucją i namówił lokalne władze do odnowienia miejsca pamięci. Wiosną przyszłego roku w Poppenhausen ma zostać odsłonięta nowa tablica pamiątkowa. Organizatorzy tej uroczystości poszukują jednak nadal rodzin zamordowanych więźniów.

Wiadomo, że z naszego regionu pochodzi co najmniej trzech z zamordowanych w Poppenhausen. Jednym z nich był Stanisław Guzek urodzony w Ignackowie. Udało nam się dotrzeć do dokumentów, z których wynika, że rodzina Guzków mieszkała przed wojną we Włocławku. I tu ślad się urywa - jedyna rodzina o tym nazwisku, do której dotarliśmy, nie jest prawdopodobnie związana pokrewieństwem ze Stanisławem.
Zgłosiła się do nas natomiast rodzina Leona Jarocha. "Po przeczytaniu Pana artykułu jesteśmy prawie pewni, że Leon Jaroch wymieniony w tym artykule jest wujkiem mojej mamy" - napisał Szymon Pankanin. "Poszukiwania były prowadzone przez mojego dziadka po wojnie przez Czerwony Krzyż jednak nie przyniosły rezultatu."

Nie wolno było rozmawiać

Wszystkie dane się zgadzają, data urodzenia, miejsce, nazwiska rodziców: Franciszka i Jan.
- Zmyliła mnie tylko informacja, że był robotnikiem rolnym - mówi Urszula Pankanin, mieszkanka Pruszcza. - Z tego, co opowiadała babcia, wujek był żołnierzem, pozostały nawet jego zdjęcia w mundurze.

Rozwiązanie tej zagadki wydaje się jednak logiczne. Informacje o zawodzie pochodziły od samych wywożonych na roboty pracowników. Zawodowy żołnierz mógł spodziewać się najgorszego, więc informację o prawdziwym zawodzie zataił.

- Gdy byłam małą dziewczynką, babcia dostała informacje z Czerwonego Krzyża, że wujek zaginął i ślad się urwał - wspomina Urszula Pankanin. - To był temat, na który w domu nie wolno było rozmawiać, bo babcia do końca życia nie mogła się pogodzić z utratą syna. Ciężko przeżywała, że jej syn nie będzie miał nawet grobu. Gdy zmarł dziadek, chciała na jego grobie umieścić również imię Leona, ale przecież nie miała pewności, że syn nie żyje. Tym bardziej że co rusz dochodziły do nas różne niesprawdzone informacje - że przeżył wojnę i wyjechał do Ameryki, że został w Niemczech i tam miał żonę i syna. Dziś już wiadomo wszystko, ale może dobrze, że babcia tego nie doczekała, bo te zdjęcia wywołałyby ogromny ból.

Nie podpisali Volkslisty

Represje ze strony okupanta dotknęły również innych członków rodziny Jarochów.
- Mój tata również trafił do obozu, razem ze swoją najstarszą siostrą - mówi Urszula Pankanin. - Dwie inne córki udało się babci ukryć. Wszystko dlatego, że dziadek nie chciał podpisać Volkslisty. Najpierw wywieźli tatę i ciocię do Smukały, a stamtąd do Potulic, aż w końcu oboje trafili do Niemiec. Oprócz Leona całe rodzeństwo przeżyło jednak wojnę.

Pani Urszula obejrzała zdjęcia z egzekucji: - Jeden mężczyzna kojarzy mi się z wujkiem ze względu na podobieństwo do ojca i typowe dla całej rodziny krzaczaste brwi, ale pewności nie mam, bo sama nigdy go nie widziałam. Twarze tych ludzi są na pewno zmienione przez warunki obozowe.

Pochodząca ze Świekatowa rodzina Jarochów, krótko przed wojną kupiła dom w Łowinku. Od miejscowego Niemca. - Ten dom miał przypaść wujkowi Leonowi, ale ponieważ nie wrócił z wojny, gospodarować musiał mój tata. Żałuję, że nie żyje już ostatnia siostra Leona, która zawsze chciała poznać losy brata. Zmarła kilka lat temu.

O trzecim z opisywanych przez nas więźniów Buchenwaldu wiemy więcej dzięki Bogumiłowi Pawlakowi, który odnalazł w urzędzie stanu cywilnego w Lubieniu Kujawskim metrykę Stanisława Kazimierczaka (ur. 19.10 1916). Dzięki temu mamy pewność, że pochodził z Kobylej Łąki.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska