- Do tej pory myślę, jak to się mogło stać. Ciężko mi to wyjaśnić. Nie wiem, dlaczego szwagier tak postąpił - mówi UWADZE! brat zamordowanej kobiety.
Cała pięcioosobowa rodzina zginęła w przeciągu zaledwie kilku godzin. O wypadku samochodowym zawiadomiono wuja dzieci po to, by pomógł policji powiadomić o tragedii ich matkę. Drzwi od rodzinnego domu jednak nikt nie otwierał, strażacy zdecydowali się więc je wyważyć. Okazało się, że jego siostra zmarła od czterokrotnego uderzenia trzonkiem siekiery. Według ustaleń prokuratury, Agnieszka W. zginęła około 9 rano, a zamordował ją najprawdopodobniej jej własny mąż. Na ciele kobiety nie znaleziono śladów wskazujących, że się broniła.
W wypadku samochodowym, który potem najprawdopodobniej spowodował ojciec, zginęło troje ich dzieci. Najmłodszy, sześcioletni chłopiec, chodził jeszcze do przedszkola. Najstarszy syn uczył się w gimnazjum. W chwili zderzenia z ciężarówką, samochód, który prowadził Robert W., jechał 140 km/h. Na jezdni nie było śladów hamowania. Kierowca ciężarówki relacjonował, że samochód znalazł się na jego pasie ruchu nagle, nie dając mu najmniejszych szans na reakcję.
W rodzinie były poważne problemy finansowe. Robert W., który pracował w kopalni w Bogatyni, otrzymywał pensję w wysokości około 7-8 tys. zł miesięcznie, jednak większą część wynagrodzenia zajmował komornik. Mężczyzna na rękę dostawał tylko ok. 2-3 tys. zł. Wszyscy zgodnie przyznają, że właśnie to mogło być główną przyczyną tragedii.
Zobacz też: Stare, zapomniane lubuskie cmentarze. O ich istnieniu niewiele osób wie [ZDJĘCIA]