Wśród inowrocławian narastała panika i powszechne przekonanie, że dopiero linia Wisły powstrzyma marsz Wehrmachtu. Coraz liczniejsze grupy mieszkańców opuszczały zatem pospiesznie Inowrocław. Furmanki i wozy kierowały się szosą na Kruszwicę i Radziejów, nie brakło pieszych, którzy najczęściej wybierali drogę na Pieranie i dalej na Włocławek, Kutno i Warszawę.
Pierwsze ofiary
Syreny alarmowe wyły nad miastem już od 2 września. Słychać było dalekie detonacje bomb. Wkrótce do szpitala furmankami zwieziono rannych z Janikowa, gdzie celem ataku Luftwaffe była tamtejsza cukrownia. Na stację wjechał pierwszy pociąg ewakuacyjny z Poznania, a uchodźców kierowano do Sokolni, Parku Miejskiego (teatru) i ochronki kościoła Matki Boskiej. W kuchniach polowych członkinie Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju gotowały jedzenie dla przybyszów.
Uczucie zagrożenia wzmagały rozsiewane pogłoski, że Inowrocław ma być silnym punktem obrony. Ruchy wojska zdawały się to potwierdzać: tory kolejowe na Toruń i Park Solankowy na krótki czas obsadziły oddziały 18 i 37 pułku piechoty. Po wielokroć ogłaszano alarm lotniczy. Ogień do przelatujących niemieckich samolotów z rzadka otwierała artyleria przeciwlotnicza, której działa ustawiono na obrzeżach Solanek i przy stadionie.
W niedzielne przedpołudnie po raz pierwszy na miasto spadły bomby. W nalocie śmierć poniosło 11 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Luftwaffe atakowało dworzec kolejowy, gazownię i pobliskie koszary; bomby spadły także na domy przy sąsiednich ulicach.
Straż Obywatelska
4 września, wieczorem na Rynku gęstniał tłum, do którego ze słowami otuchy zwrócili się księża proboszczowie: Bolesław Jaśkowski z fary i Stanisław Kubski z kościoła Matki Boskiej. Na wieść, że zanikają struktury władzy, poważni obywatele na czele z 81-letnim byłym prezydentem dr. Józefem Krzymińskim przystąpili do tworzenia Straży Obywatelskiej. Na komendanta wybrany został Konstanty Lipiński, dawny naczelnik Straży Pożarnej. Sformowano patrole, głównie złożone z hallerczyków i instruktorów harcerstwa. Członkowie straży na ramiona założyli biało-czerwone opaski, niektórzy byli uzbrojeni w karabiny.
Już padła Bydgoszcz
W mieście czynne były piekarnie, pracowały też kolonialki. W poniedziałek wieczorem, po dwudziestej, koszary przy ul. Dworcowej opuściła ostatnia grupa rezerwistów. Nie dla wszystkich starczyło mundurów, tylko część miała broń. Powszechny smutek wywołał komunikat w radiu, że do Bydgoszczy wkroczył Wehrmacht.
Starosta wyrzyski Ludwik Muzyczka, który 5 września objął na krótko władzę nad administracją, wieczorem opuścił miasto. Ruch na ulicach w centrum był coraz mniejszy. Narastała panika i uczucie zagrożenia. Uaktywniły się grupki dywersantów, dochodziło do przypadków samosądu. Ci, którzy zdecydowali się opuścić miasto, już to uczynili. Ci, którzy postanowili zostać, z trwogą oczekiwali, co przyniosą najbliższe godziny i dni…
Czytaj e-wydanie »