Ustawa z 2011 roku o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych, wprowadziła obowiązek całorocznej służby ratowniczej na terenach z kąpieliskami.
- Zarobki osób w tej służbie oscylują wokół najniższej krajowej (2100 zł brutto miesięcznie - red.) - informuje Maciej Banachowski, prezes kujawsko-pomorskiego WOPR.
W sezonie są wyższe stawki, bo 15-18 złotych brutto na godzinę.
Muszą przepłynąć 400 metrów w osiem minut
- Jeśli ratownik pracuje przez 248 godzin w miesiącu, jest w stanie wyciągnąć ponad 4 tysiące złotych brutto, a w przypadku studentów, którzy odprowadzają jedynie składkę zdrowotną, może to być jeszcze więcej - dodaje Banachowski.
Mówi, że w naszym regionie jest ok. 500 ratowników i trudno znaleźć odpowiednią osobę: - Udało nam się zdobyć pieniądze z Hufca Pracy na szkolenia dla 10 ratowników wodnych i ledwo skompletowaliśmy zespół. Kurs był za darmo, a normalnie kosztuje 2 tysiące złotych. Ponadto rzadko kto ma umiejętności, by przepłynąć 400 metrów, czyli 16 długości basenu w osiem minut. Nielicznym się udaje, a taki jest wymóg.
To bardzo odpowiedzialny zawód. W poprzednim sezonie zdarzały się dni, że na regionalnych plażach odpoczywało jednorazowo 1000 - 1500 osób. Do tego ludzie bywają nieodpowiedzialni.
- Największym problemem jest alkohol - nie kryje ratownik WOPR. - Niektórzy panowie zaczynają plażowanie od jednego, zimnego piwka i na tym się, niestety nie kończy. Uwagi ratowników przyjmują bardzo różnie. Są też sytuacje, gdy rodzice szukają dzieci. Nie pilnują ich, a gdy one nagle znikają im z oczu wpadają w panikę i od razu biegną do ratownika. Często okazuje się, że dzieci zwyczajnie gdzieś sobie poszły. Powtarzam: obowiązkiem rodziców, a nie ratowników jest ich pilnowanie. My musimy mieć pod opieką wszystkich plażowiczów, a nie tylko jednego malucha, którego rodzice leżą na kocu, a on robi co mu się podoba.
Maciej Banachowski potępia zachowanie ratowników ze Skorzęcina. Na słynnym zdjęciu, które w zeszłym roku obiegło internet, trójka z nich była zajęta smartfonami zamiast obserwacją plaży: - Jeden skandal, a, niestety, ucierpiał wizerunek całej branży. Nasi ratownicy mają zakaz używania telefonów komórkowych.
Po tragediach nad morzem, jak m.in. w zeszłym roku w Darłówku, służbom ratowniczym też się dostało. Do prokuratury poszło zawiadomienie, że mogły nieodpowiednio wywiązać się ze swoich obowiązków. W internecie zawrzało. Nikt nie chciał dramatu w Darłówku, ale może zniechęcić młodych ludzi do wykonywania zawodu ratownika.
- Mam nadzieję, że tak się nie stanie - podsumowuje prezes kujawsko-pomorskiego WOPR.
"No bo przecież od tego jest ratownik"
Również po tragedii w Darłówku sławny stał się wstrząsający post ratowniczki WOPRz 10-letnim stażem.
Na Facebooku opisała mrożące krew w żyłach sytuacje:
„Widziałam dużo nieodpowiedzialnych ludzi, którzy przyjeżdżają na wakacje i nagle zapominają całkowicie o odpowiedzialności za swoje dzieci. Na basenie czy na plaży wychodzą z założenia, że ratownicy WOPR to darmowe opiekunki dla ich dzieciaków. Można więc sączyć piwko na hotelowym leżaku czy na piasku przy szumie fal, czytać książkę, przeglądać internet. Słowem robić wszystko to, na co ma się ochotę, poza oczywiście pilnowaniem dzieci. No bo przecież od tego jest ratownik. Jedna sytuacja: mama rozmawia przez telefon na leżaku, gdy jej około 3-4 letnia córeczka wchodzi w kółeczku sama do basenu (1,35 m). Podchodzę, zwracam uwagę. Ona zdziwiona. Odkłada telefon idzie do dziecka”.
Jakie najczęstsze błędy popełniają Polacy nad wodą? (x-news/Dzień Dobry TVN):
