A życzliwi ludzie zaczęli zbierać na jego pogrzeb.
Mirosławie brakuje już łez. Mocno trzyma w dłoni komórkę z ostatnim SMS-em od Arkadiusza. "Kocham cię..." - napisał 18 września, kilkanaście minut przed północą. "Kocham cię, tęsknię..." - odpisała. Nie miała pojęcia, że żegnają się na zawsze.
Wczoraj warszawska firma BONGO, specjalizująca się w międzynarodowych usługach pogrzebowych, sprowadziła z Holandii do swego oddziału w Łodzi ciało włocławianina Arkadiusza Niedźwieckiego. Zaledwie trzy tygodnie wcześniej wyjechał on do pracy w Holandii. - Decyzja o rozstaniu nie była łatwa, ale wierzyliśmy, że tak trzeba - opowiada Mirosława Niedź-wiecka, żona. - Mąż od dawna starał się o zagraniczną pracę, był szczęśliwy, że wreszcie ją dostał. Teraz staniemy na nogi - mówił podczas ostatniej, telefonicznej rozmowy.
- Czy jest pani krewną Arkadiusza? - zapytał jakiś mężczyzna, który zadzwonił następnego dnia na jej komórkę. I powiedział, że mąż nie żyje.
Zostawił dzieci
Kamienica przy ulicy Bojańczyka, w samym centrum Włocławka, ma dziś prywatnego właściciela, prowadzącego też restaurację "Impresja". Rodzina Mirosławy mieszka w tym domu od 1970 roku. - To bardzo porządni ludzie - mówi Mirosław Pawłowski, właściciel kamienicy. Właśnie Pawłowski, na prośbę pani Mirosławy, próbował potwierdzić tragiczną wiadomość. Ona sama nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Niewiele zresztą pamięta, zemdlała zanim tamten mężczyzna skończył rozmowę. Właściciel restauracji wykonał mnóstwo telefonów, by ustalić numer do polskiego konsulatu w Hadze. Kiedy wreszcie się dodzwonił, usłyszał, że godzina 21 to zbyt późna pora, by zawracać komuś głowę "takimi" sprawami.
- Nasza sytuacja finansowa nie jest łatwa, mamy czternastoletnią córkę oraz jedenastoletnie bliźniaki, chłopca i dziewczynkę - opowiada Mirosława Niedźwiecka. - Dzieci mają liczne potrzeby, a ja naprawdę jestem schorowana do tego stopnia, że przez pewien czas w ogóle nie chodziłam. Dla ZUS-u to jednak za mało, odebrano mi rentę. Jestem bezrobotna, bez prawa do zasiłku. Mój dochód to zasiłek rodzinny, dodatek mieszkaniowy oraz zasiłek z opieki społecznej.
Pomóżmy!
Wdowie przyda się każde wsparcie. Pomoc zaoferowali już PCK, MOPR, PKPS, Caritas Fundacja "Samotna Mama". Wczoraj, dzięki interwencji dziennikarzy "Pomorskiej" i TV Kujawy obiecali pomóc prezydent Włocławka Andrzej Pałucki, Krzysztof Grządziel - DGS, Agnieszka Kacprowicz - KA-PLAST, Robert Kowalczyk - Sat-Film, Ewa Scierzyńska - Instalprojekt.
Konto rodziców zmarłego PKO BP 53102051700000130200242743,
konto MOPR PKO BP 77 1020517000001902 0059 82 01 z dopiskiem "Sprawienie pogrzebu".
Urzędnicy nie pomogą
- Kuzyn dostał tę pracę z dnia na dzień z firmy Work Force z Opola, mającej we Włocławku swój oddział - mówi Remigiusz Sugalski z Bydgoszczy. - Już po śmierci Arka ustaliłem, że to tylko pośrednik, należący do Holendrów i szukający pracowników dla holenderskich firm. Dzwoniłem do Stowarzyszenia Pracy Tymczasowej, ale Work Force nie jest jego członkiem. Właściciele Work Force wyrazili współczucie, zapewnili, że wypłacą rodzinie dziewięćset euro, czyli jednomiesięczne wynagrodzenie plus dwieście euro, które Arek zarobił podczas tych kilku dni pracy, ale więcej zrobić nie mogą.
Pomocy odmówiło też Ministerstwo Spraw Zagranicznych, tłumacząc się brakiem środków, żadnych czynności związanych z transportem zwłok włocławianina nie podjął polski konsulat w Hadze.
Mirosław Pawłowski: - Koszty sprowadzenia ciała i pogrzebu to jakieś 20 tys. zł, dla wdowy to astronomiczna kwota. Zaoferowałem pomoc, zbiórkę urządziła rodzina, ale to wciąż za mało. Rozesłałem do znajomych SMS-y z prośbą o pomoc, podając konto rodziców Arka, bo pani Mirka go nie ma. Tymczasem zadzwonił ktoś z MSZ informując, że jeśli do 1 października wdowa nie odbierze ciała, zostanie ono skremowane na koszt rządu Holandii i gdzieś pochowane. Cudem udało się odroczyć termin...
Firmę BONGO, która sprowadzała do kraju m.in. ciała reporterów TVP, zabitych na wojnie w Iraku, znalazł Remigiusz Sugalski. - Sprawdziłem, ceny transportu są porównywalne, a ta firma gwarantowała ograniczenie do minimum "papierkowych" spraw, biorąc je na siebie.
- Zdecydowaliśmy się pokryć koszty, zanim pani Niedźwieckiej uda się zebrać pieniądze - mówi Janusz Hryniuk z BONGO. - Prywatne krematorium żądało za przechowanie zwłok 1,5 tys. euro, udało się obniżyć kwotę do tysiąca dwustu.
Dlaczego?
Nikt nie potrafi odpowiedzieć na podstawowe pytanie: Dlaczego zmarł Arkadiusz Niedźwiecki. - W akcie zgonu napisano, że to przyczyna naturalna - mówi Hryniuk. W Holandii do wyników sekcji zwłok rodzina nie ma dostępu, mogłyby do nich dotrzeć jedynie służby dyplomatyczne.
Pani Mirosława nie chce skorzystać z możliwości wykonania w Polsce ponownej sekcji. - Nie mam już sił - powtarzała wczoraj. Dziś w Łodzi pożegna swego męża, zanim zostanie on skremowany, by w urnie powrócić do Włocławka.