Kolarze we wtorek pokonali najdłuższy etap tegorocznej "Wielkiej Pętli", wczoraj z kolei czekał na nich najkrótszy. To nie znaczy, że łatwy. Drugi z trzech etapów w Pirenejach był uznawany za najtrudniejszy dzień w tej edycji. To były zaledwie 124 km. Na trasie z Saint-Gaudens do pirenejskiej stacji Saint-Lary Pla d'Adet wyznaczono aż cztery górskie premie. Trzy z nich miały pierwszą kategorię, a ostatnia - wspinaczka na metę - podwójnie punktowaną kategorię HC (ponad kategorią). Do zdobycia było więc bardzo dużo punktów, bo 80. To zwiastowało zaciętą walkę naszego Rafała Majki (Tinkoff Saxo) z Joaquinem Rodriguezem (Katiusza) o koszulkę najlepszego górala wyścigi. Przed startem Polak miał zaledwie punkt przewagi.
Ale kibice liczyli nie tylko na koszulkę dla Majki, ale na jego drugie zwycięstwo etapowe. Okazja była przednia. Finałowy podjazd to arena pierwszego polskiego zwycięstwa w Tour de France. Właśnie tu, w Saint Lary-Soulan, 21 lat temu Zenon Jaskuła stanął na podium, pokonując po wspaniałej walce Hiszpana Miguela Induraina i Szwajcara Tony'ego Romingera. Polak pozostaje zresztą ostatnim triumfatorem w tej miejscowości. Co prawda zakończyły się tu w ostatnim dwudziestoleciu dwa etapy, ale nazwiska ich zwycięzców - Lance'a Armstronga (2001) i George'a Hincapiego (2005) zostały wykreślone z wyników z powodu dopingu.
Majka z Rodriguezem znaleźli się w odjeździe. Na pierwszych górskich premiach atakował Hiszpan i w wirtualnej klasyfikacji górskiej objął prowadzenie. Majka pozwalał mu na zbieranie kolejnych punktów, ale wiedział, że najważniejszy będzie finałowy podjazd. Początkowo jechali tam razem, ale Polak w końcu zaatakował z siłą lokomotywy.
Po kolei mijał rywali, którzy wcześniej próbowali szczęścia w akcjach ofensywnych. Tuż przed metą dogonił prowadzącego Włocha Giovanniego Viscontiego (Movistar). Nikt nie był w stanie usiąść mu na kole. Zdążył jeszcze puścić oczko do telewidzów, zanim samotnie minął metę w stacji narciarskiej Saint-Lary Pla d'Adet.
Majka na mecie znowu się popłakał. Nie tylko wygrał etap, ale dzięki 50 punktom odzyskał prowadzenie w klasyfikacji górskiej i już nie powinien go oddać do mety w Paryżu. To prowadzenie całkowicie zasłużone. W ubiegłym tygodniu 25-letni Polak przecież wygrał trudny etap w Alpach, a na innym był tylko ze Vincenzo Nibalim.
- Chciałbym podziękować kolegom, Nicolas Roche wykonał fantastyczną pracę. Mogę się tylko cieszyć, wygrałem etap, mam koszulkę górala, jestem bardzo szczęśliwy. Starałem się początkowo pilnować Rodrigueza, ale wszyscy w ekipie mówili, żeby nie tracić siły i walczyć przede wszystkim o zwycięstwo etapowe - powiedział na mecie (cytat za Eurosport).
Michał Kwiatkowski po pięknym ataku we wtorek, w środę jechał spokojnie i nawet nie próbował bronić miejsca w czołowej dziesiątce. Na pierwszym podjeździe został z tyłu i na metę dotarł dopiero na 128. miejscu ze stratą blisko 26 minut do rok starszego rodaka. Młody torunianin wyraźnie oszczędzał siły na sobotnią czasówkę.
W klasyfikacji generalnej bez większych zmian. Prowadzi Vincenzo Nibali (Astana) przed Alejandro Valverde (Movista) i Thibaut Pinotem (AG2R). Kwiatkowski spadł z 9. na 20. miejsce (strata 36,41 min.)
Czytaj e-wydanie »