Przypomnijmy, zgłoszeń na dyrektorskie stanowisko w Banku Żywności było aż 33, po weryfikacji formalnej na placu boju zostały 22 osoby. Co ciekawe - jedenaście pań i tyle samo panów.
Za sobą mają już sprawdzian z prawa, ekonomii, wiedzy o bankach żywności, prawa pracy, kodeksu pracy, komunikacji interpersonalnej. W sumie 25 pytań. Układały je ratuszowe urzędniczki - Monika Szudrowicz i Wioletta Szreder. Podobno żaden przeciek się nie zdarzy i skandalu nie będzie.
W środę 18 lutego dowiemy się, kto najlepiej poradził sobie z testem.
Piątka zwycięzców drugiego etapu zostanie poproszona w czwartek rano na rozmowy z zarządem Banku. W świetle jupiterów, nawet przy udziale dziennikarzy, bo rzecz ma się odbyć jawnie. Potem zarząd się zastanowi, komu powierzyć funkcję dyrektora i w piątek ogłosi decyzję.
Nowy dyrektor nie może liczyć na jakieś nadzwyczajne kokosy, podobno jego zarobki będą sięgały 3 tys. zł brutto. Za to zarząd chętnie zapozna się z jego wizją funkcjonowania placówki i da wolną rękę w doborze ludzi.
Bo teraz w Banku pracują tylko dwaj kierowcy, którzy chcąc nie chcąc, zajmują się też przyjmowaniem żywności. Placówka ma założony monitoring. Tylko w gabinecie dyrektora i w toalecie nie ma kamer.
Spośród 22 chętnych do objęcia dyrektorskiej funkcji najbardziej zaskoczyła nas obecność na liście Andrzeja Dolnego, radnego miejskiego, który ma dobrą pracę w Gdańsku. Zapytaliśmy go, dlaczego ubiega się o posadę w Chojnicach.
- Nie chcę szerzej o tym mówić, ale zmusza mnie do tego sytuacja osobista - twierdzi Dolny.
A jak ocenia swoje szansę, będąc radnym opozycyjnego Wyborczego Forum Samorządowego? - Jestem dobry - śmieje się Dolny.
Zobaczymy.