https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To idzie władza

Janina Paradowska
Pierwsze i najważniejsze rozstrzygnięcie za nami. W wyborach parlamentarnych mandaty zostały rozdane. Sejm jest bardziej zrównoważony niż zapowiadały ostatnie przedwyborcze sondaże.

Koalicja PiS PO nie ma większości do łatwego majstrowania przy konstytucji. Jeżeli będzie chciała majstrować, musi się ułożyć z innymi ugrupowaniami i tak być powinno. Zmiany konstytucji nie powinny być efektem prostego porozumienia się partyjnej większości, ale wynikiem szerokiej debaty wszystkich ugrupowań.
Po wyborach zwycięzcy demonstrują coraz mniejszą radość, przegrani zastanawiają się, co dalej. Radość zwycięzców najwyraźniej zakłóca fakt, że trzeba będzie rządzić i przynajmniej w części wywiązać się ze zobowiązań, których podjęto stanowczo zbyt wiele, choć mniej niż w innych kampaniach. Stanowiska dzieli się łatwo, nawet jeżeli nie ma ich między kogo podzielić. Jeśli wierzyć prof. Jadwidze Staniszkis, która nie ukrywa swych gorących sympatii do PiS, partia, która wybory wygrała po prostu nie ma kadr. Wielu obserwatorów dawno to zauważało, ale dopiero jasne wyłożenie kadr przez osobę, którą o polityczną złą wolę posądzać nie można, stanowi swego rodzaju certyfikat dla tego poglądu.
Przypadłość krótkiej ławki kadrowej nie jest tylko cechą PiS. Na podobną chorobę cierpią właściwie wszystkie partie. W PO jest może trochę lepiej, ale niewiele. Tak więc rząd będzie się dopiero uczył. Wypada mieć nadzieję, że nauczy się przede wszystkim, że gospodarka rozwija się ewolucyjnie, że nie znosi gwałtownych wstrząsów i kadrowych czystek. Jeżeli więc w praktyce rządzenia będziemy się żegnać z częścią przedwyborczych obietnic, na przykład z zapowiedzią wielkich redukcji w administracji, nie będzie źle. Będzie znaczyło jedynie tyle, że rządzący dostrzegają realia, wśród nich i takie, że nasza administracja nie jest wcale nadmiernie rozbudowana, że trzeba ją lepiej wynagradzać, by nie była podatna na korupcję i stawała się coraz bardziej fachowa.
Pierwsza lekcja z przygotowania się do przejęcia władzy nie wypadła najlepiej. PiS było wyraźnie zaskoczone zwycięstwem, bo liczy przede wszystkim na prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, PO wyraźnie zaszokowała porażka, bowiem liczyła nie tylko na prezydenckie zwycięstwo Donalda Tuska, ale także na premiera Rokitę. Jan Rokita, na dodatek pognębiony faktem, że w jego rodzinnym Krakowie Zbigniew Ziobro wygrał z nim prawie 50-cioma tysięcami głosów, zniknął i ciężar pierwszych utarczek o premierostwo musiał wziąć na siebie Tusk, który teraz powinien raczej myśleć o rywalizacji prezydenckiej. Tak to już z partiami i politykami jest: są niby fantastycznie przygotowani do zwycięstw i porażek, bo przecież nie są w tych grach nowicjuszami, ale gdy one ostatecznie przychodzą, gdy trzeba koalicję składać, okazuje się, że stopień zaawansowania do przejęcia władzy mierzonej nie tylko stanowiskami, ale przede wszystkim odpowiedzialnością za państwo jest więcej niż umiarkowany.
Oczywiście nie musimy znać rządu i jego programu natychmiast, spekulacje mogą być nawet przyjemne i zabawne. Przy różnicach programowych mamy też świadomość, że koalicyjny program nie powstanie z dnia na dzień. Powinien być jednak przynajmniej jeden stały punkt odniesienia, czyli pewna i szybka informacja, kto będzie premierem. Pamiętamy przecież Mariana Krzaklewskiego, który miał kilku kandydatów w sercu i wreszcie z dalszego szeregu wyciągnął premiera Jerzego Buzka, uchylając się, mimo że był twórcą i liderem zwycięskiej formacji, od przyjęcia odpowiedzialności.
Jego los powinien być przestrogą dla liderów ugrupowań, którzy wybory wygrywają. Na razie nie jest.

Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska