Już od progu czuć, że to akademik inny niż wszystkie. Nie ma portierki-cerbera w postaci pani Krysi lub Stasi, której głównym zadaniem jest pomstowanie na niesubordynację żaków. Tutaj wchodzących wita uśmiechnięty student.
To Michał, jeden z mieszkańców bursy, który akurat pełni dyżur przy wejściu. - Zawsze przy drzwiach na gości czeka jedno z nas - wyjaśnia Anna Napiórkowska, kierownik Biura Prasowego bursy. - Na stanowisku zmieniamy się co dwie godziny. Chcemy, żeby osoby, które nas odwiedzają, czuły się jak długo oczekiwani goście.
Jeszcze kilka lat temu XVIII-wieczny budynek, w którym mieści się Bursa Akademicka Caritas Diecezji Toruńskiej w Przysieku, był zupełną ruiną. - Wcześniej znajdowała się tu szkoła podstawowa, potem jakieś biura - mówi ks. wychowawca Dariusz Iwański. - Od kilku lat opuszczone zabudowania niszczały. Ja już tego nie pamiętam, ale mieszkańcy Przysieka często opowiadają, jak tu wyglądało przed laty. Dlatego uważam, że ks. Danielowi Adamowiczowi, dyrektorowi Caritas, który doprowadził to miejsce do dzisiejszego stanu, trzeba by postawić pomnik.
Dziś Bursa Akademicka to jedno z najpiękniejszych miejsc w okolicy. Akademik dysponuje ponad 20 pokojami 2-, 3- i 4-osobowymi, wyposażony jest w salę komputerową ze stałym dostępem do internetu, a na jego terenie znajduje się również park, boisko, a nawet kort tenisowy.
Na pozór cała reszta wygląda zwyczajnie. Zaspani studenci biegną pod prysznic, w pośpiechu robią kanapki i wyruszają na zajęcia. Akademik powoli pustoszeje, ale jest jedno miejsce, gdzie właściwie zawsze można kogoś spotkać - sala komputerowa. Anka, którą tu poznajemy, mieszka w bursie od początku jej istnienia, czyli od prawie czterech lat. Skąd pomysł na zakwaterownie w Bursie Akademickiej, a nie w zwyczajnym domu studenckim? - O tym, że takie miejsce istnieje dowiedziałam się od księdza proboszcza z mojej parafii - opowiada Ania Pękul. - Uznałam, że to świetne rozwiązanie dla kogoś, kto przyjeżdża na studia do Torunia i nikogo nie zna w tym mieście. Tu, w bursie, nikt nie jest sam, dzięki czemu łatwiej odnaleźć się w nowym studenckim świecie.
Oprócz Ani w Bursie Akademickiej w Przysieku mieszka 46 studentów. Przyjeżdżają z różnych zakątków Polski, często bardzo odległych. - Pochodzę z małej miejscowości położonej na Warmii - mówi Ania Napiórkowska. - Są tu jednak osoby, które mieszkają jeszcze dalej. Jeden z naszych kolegów do swojego rodzinnego domu jedzie 14 godzin!
Przekrój kierunków, które studiują, jest również bardzo szeroki. Od prawa czy administracji, przez finanse i rachunkowość po fizykę i historię. - W naszej bursie mieszka nawet student medycyny, który przy okazji jest naszym domowym lekarzem - żartuje Ania Napiórkowska.
Bo są jak duża rodzina albo mała wspólnota - jak kto woli. Dzielą ze sobą radość, zabawę, naukę, modlitwę, ale też problemy, trudności i - rzecz jasna - obowiązki. - Każdy ma tu swoją rolę, jakieś zadanie, dzięki któremu przyczynia się do sprawnego funkcjonowania bursy - opowiada Ania. - Może to być zarówno praca w Biurze Prasowym, a więc kontaktowanie się z mediami i wysyłanie podziękowań do darczyńców, jaki i ustalanie dyżurów sprzątania. Razem karmimy kota, gramy w piłkę... Nawet chorujemy razem. Gdy jedno z nas złapie grypę, choruje cała bursa - żartuje Ania.
Wspólnie dbają także o swój drugi dom. Dzięki bożonarodzeniowej akcji sprzedaży kartek-cegiełek uzbierali pieniądze na pralkę do akademika.
O tym, że działając razem można wiele osiągnąć, przekonuje ich ks. Dariusz Iwański, który wychowawcą jest od ponad roku. - Wspólnie zorganizowaliśmy wyjazd do Włoch - wspomina - Za 200 zł spędziliśmy tam 10 dni. Moja rola w przygotowaniu tej podróży była niewielka. Studenci załatwili wszystko sami: wyznaczyli trasę wycieczki, dbali o posiłki. Pewnego razu kupowaliśmy w Rzymie pieczywo dla całej naszej grupy. Pani w sklepie zdziwiona rozmiarami tego zamówienia zapytała, jak to możliwe. Odpowiedziałem, że po prostu mam bardzo dużą rodzinę.
I to nie taką zwykłą rodzinę. - Zawsze podkreślam, że to bursa dla dzielnych - zaznacza ks. Iwański. - Wielu naszych studentów dużo kosztowało pójście na studia. Często pochodzą ze środowisk, w których wykształcenie nie jest najwyżej cenioną wartością. Niektórzy musieli przekroczyć magiczną barierę - siebie i środowiska, aby się tu znaleźć. Podczas rekrutacji nie interesują mnie ich dochody - to najmniej istotne kryterium, dlatego walczę z przekonaniem, że nasz akademik jest domem dla ubogich. To dom dla ludzi z pasją, którzy chcą rozwijać swoje talenty.
Czas nie tylko na naukę
Ks. Iwański stawia przede wszystkim na poznawanie języków obcych. - Gdyby ktoś opuszczając bursę nie znał choćby biernie języka angielskiego, uznałbym to za osobistą porażkę - mówi. Dlatego w Bursie Akademickiej odbywają się kursy językowe. Za studentami już nauka języka angielskiego i przyspieszony kurs włoskiego, ale to nie wszystko, czego można się tam nauczyć. W kursie tańca na poziomie podstawowym uczestniczyło 26 osób - w tym ks. wychowawca. Na poziomie zaawansowanym wciąż trenuje 6 par. I tym razem nie brakuje księdza Dariusza. - Taniec trzeba promować, bo pomaga nawiązywać kontakty i rozładowuje napięcia - twierdzi z entuzjazmem ks. Iwański.
Może dlatego wszelkie imprezy w bursie są mile widziane, choć lepiej, żeby kończyły się przed 23.00, kiedy zaczyna obowiązywać cisza nocna. Ale są takie dni, kiedy cała bursa bawi się do późnej nocy - np. z okazji urodzin któregoś z mieszkańców. - Życie studenckie kwitnie jednak przede wszystkim w toruńskich klubach i nasi lokatorzy chętnie w nim uczestniczą - opowiada ks. wychowawca. - A mnie zależy tylko na tym, by cało i zdrowo wrócili do domu.
Magdalena Janowska