Jerzy Orzechowski jest oburzony. - Co prawda w domu, przy którym rośnie lipa mieszka moja matka i siostra z dziećmi. Matka nie ma żadnych praw do tej własności. Ojciec przepisał ją na mnie i na brata i to my powinniśmy decydować o losie stojących na naszym terenie drzew. Ojciec zmarł ponad 10 lat temu. Do dziś toczy się sprawa spadkowa między matką a synami. Matka kwestionuje testament. - Dziadek nie chciał przepisać wszystkiego na babcię, bo nie chciał, by wszystko sprzedała. Chciał, by jego dzieci coś dobrego z tą ziemią zrobiły - żali się syn pana Jerzego, Łukasz Orzechowski. Przez ten testament babcia do dziś nie chce rozmawiać także ze swoim wnukiem.
Złośliwe gałęzie
- Dopóki sąd nie podważy lub ostatecznie uzna testament ojca, strażacy przed obcięciem gałęzi, powinni spytać o zgodę wszystkich spadkobierców, a tego nie zrobili - dodaje pan Jerzy. Żali się, że strażacy na wyraźną prośbę jego matki oszpecili jego lipę bardzo niespotykanej odmiany. Zarówno pan Jerzy, jak i jego syn mówią o sobie, że są wielkimi miłośnikami przyrody. - Łukasz napisał nawet pracę o zabytkach przyrody. Pisał w niej również o tej lipie. Zajął pierwsze miejsce w powiecie i czwarte w województwie. Matka obcięła te gałęzie złośliwie, żeby nam dopiec, a Łukasz dodaje: - Tata chce założyć w tym miejscu gospodarstwo agroturystyczne. Dlatego tak bardzo zależy mu na tych drzewach, które uatrakcyjniają to miejsce.
Pani Janina - matka pana Jerzego i babcia Łukasza twierdzi, że gałęzie te sypały jej się na dach. - Panowie z energetyki powiedzieli mi, że ta lipa się rozłamuje - opowiada. Razem z panią sołtys, Elżbietą Winiecką, były w tej sprawie w żnińskim ratuszu. Wreszcie trafiły do strażaków. - Mój syn na razie właścicielem nie jest, więc nikt jego o zdanie nie musiał pytać. Policja ma inne sprawy do załatwiania, niż zajmowanie się takimi bzdurami. On znęca się nade mną psychicznie - mówi pani Janina.
Rozgrywki rodzinne
Grzegorz Rutkowski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej powiedział nam, że ostrzegano go, że między matką a synami toczą się "rozgrywki rodzinne", że mogą być kłopoty. Osobiście był jednak w Podobowicach, widział lipę przed przycinką i zgodził się z panią Janiną, że gałęzie te zagrażają budynkowi mieszkalnemu.
- Nie ulega wątpliwości, że należało je usunąć. Dokonaliśmy kosmetyki gałęzi, które były suche i w każdym momencie mogły runąć na dach. Zdrowe gałęzie zostawiliśmy. Straż Pożarna jest powołana do likwidacji zagrożeń. Nasza działalność w Podobowicach była typowym działaniem ratowniczym. Do pana Jerzego zwrócił się tymi słowami: - Jeżeli ten pan tak bardzo troszczy się tę posesję, to powinien nam sam zgłosić, by te gałęzie usunąć.
To prawda, nie lipa
Dariusz Nawrocki

Jerzy Orzechowski ze Żnina, zgłosił doniesienie do policji na straż pożarną za to, że bez jego zgody obcięła gałęzie ponad 150-letniej lipy stojącej na należącym do jego terenie w Podobowicach.
Jerzy Orzechowski, mieszkaniec Żnina, zgłosił doniesienie do policji na straż pożarną za to, że bez jego zgody obcięła gałęzie ponad 150-letniej lipy stojącej na należącym do jego terenie w Podobowicach.