Rower jako środek lokomocji wybiera ok. 11, 13 urzędników, a to ok. 12, 13 proc. załogi.
- Jest jakieś zainteresowanie. Efekt został osiągnięty - ocenia starosta Marek Szczepański.
Jak to działa? W połowie miesiąca urzędnicy dojeżdżający do pracy na rowerach wypełniają oświadczenie. Informują, że minimum 15 dni w miesiącu dojeżdżają rowerem do pracy. Wpisują na liście obecności „R”, czyli swój środek lokomocji - rower. - Zastrzegamy, że możemy incydentalnie sprawdzić - mówi starosta. - Dodatek jest w wysokości 100 zł na miesiąc.
Są stojaki, ok. 20. Będą poszerzone miejsca parkingowe dla rowerów. Jeżeli będzie więcej chętnych, to ma być także wiata na jednoślady.
Podobno większość wśród dojeżdżających stanowią panie. Zauważamy, że może być im trudniej z racji stroju. Noszą przecież spódniczki, sukienki i buty na wysokim obcasie. - Kiedyś damy na koniach podróżowały i też sobie radziły - śmieje się starosta. - Dziś już taki duży problem nie jest. No, chyba że ktoś uwielbia chodzić w krótkich spódniczkach. Wtedy mógłby być większy problem.
Żadna z pań nie zgłosiła dotąd, że przydałaby się szatnia do przebrania. Zauważamy, że urzędniczki ubierają się raczej wizytowo, co starosta potwierdza. - Jednak regulaminu żadnego w tej kwestii nie mamy - odpowiada starosta. - Choć jest jasne, że w podartych spodniach, choć są modne, raczej przyjść nie wypada.
A w jeansach? - Tak - mówi.
Do spódniczek pasują buty na obcasach, więc rowerowe urzędniczki muszą zabierać drugą parę na podmianę.
Flesz - wypadki drogowe. Jak udzielić pierwszej pomocy?
