Jest oskarżony o wyłudzenie pieniędzy z Kancelarii Sejmu. Podczas rozprawy powiedział, że nie wyłudzał pieniędzy.
Przed warszawskim Sądem Okręgowym odbyła się kolejna rozprawa w procesie byłego bydgoskiego posła PiS Tomasza Markowskiego. Oskarżono go o wyłudzenie 138 tysięcy zł za ryczałty na mieszkanie.
Robił, co mu kazali
Markowski nie przyznaje się do winy. W sądzie powiedział, że nigdy wcześniej Kancelaria Sejmu nie kwestionowała jego prawa do ryczałtu należnego posłowi zamiejscowemu. Dodał, że w oświadczeniu majątkowym wykazywał swoje warszawskie mieszkanie. Były poseł wyjaśnia, że występując o ryczałt, postępował zgodnie ze wskazówkami pracowników Kancelarii Sejmu.
We wrześniu zeszłego roku ujawniono, że ówczesny lider PiS w Bydgoszczy i wiceszef klubu parlamentarnego PiS od sześciu lat bierze z kasy Sejmu dodatek 2 tysięcy złotych miesięcznie na pokrycie kosztów pobytu w Warszawie podczas prac w parlamencie. Poseł był jednak formalnie właścicielem mieszkania w stolicy, a pod wskazanym adresem stałego zameldowania w Bydgoszczy dawno nikt go nie widział.
Po ujawnieniu sprawy Jarosław Kaczyński, ówczesny premier skreślił Markowskiego z listy wyborczej do Sejmu.
Z ojcem nie rozmawiał
Adwokat byłego posła wniósł o przesłuchanie pracowników Kancelarii Sejmu i właścicieli mieszkań wynajmowanych przez Markowskiego w Bydgoszczy.
Wcześniej przed sądem stanął ojciec Markowskiego, który stwierdził, że na temat mieszkania w Warszawie nigdy z synem nie rozmawiał, bo zawsze uważał, że należy ono do niego. Świadek zeznał też, że jego syn nigdy nie prosił, aby umożliwić mu pomieszkiwanie przy ul. Francuskiej. Warszawskie mieszkanie było w latach 2001-2007 przez pewien okres wynajmowane.
Następna rozprawa 12 stycznia 2009 roku.