- Nie jestem zadowolony z tego, że na części ulic nie ma oświetlenia wieczorem - mówi pan Zbigniew, który właśnie wieczorami wychodzi na długie spacery z psem. - Rozumiem oszczędności, ale ciemne ulice w mieście nie są dobrym pomysłem. Po prostu boję się takimi ulicami chodzić.
Pan Zbigniew nie jest jedyna osobą, której nie podobają się miejskie oszczędności. Ale te są podobno konieczne.
Grube miliony za prąd
W 2007 roku miasto na oświetlenia naszych ulic wydało 4 mln zł. W 2008 już ponad 5 mln. Stąd władze wpadły na pomysł, by koszty obciąć przez wyłączanie oświetlenia niektórych ulic. Miejski Zarząd Dróg przekonuje jednak, że polityka ta jest racjonalna.
- Przede wszystkim skupialiśmy się na tym, aby wyłączać żarówki tak, by nie zagrażać bezpieczeństwu mieszkańców i robić to racjonalnie - zapewnia Agnieszka Kobus-Pęńsko, rzeczniczka MZD. - Dlatego wyłączamy światło tam, gdzie nie ma zabudowy.
Oprócz tego w niektórych miejscach wyłączana jest co druga lampa, stosowane są reduktory na lampach, co powoduje, że oświetlenie jest słabsze, a więc lampa pobiera mniej prądu.
Teraz spółdzielnie
MZD ma jeszcze jeden pomysł na ograniczanie kosztów oświetlenia ulic. Chce bowiem, aby część tych kosztów ponosiły również spółdzielnie. We wrześniu mają się w tym celu odbyć spotkania z mieszkańcami i władzami spółdzielni, podczas których ma pojawić się propozycja, by za oświetlenie na drogach wewnętrznych osiedli płacili spółdzielcy. Na razie o miejskich pomysłach mało kto wie, ale taka perspektywa nie cieszy spółdzielców.
- Nic o tym nie słyszałem, ale pomysł w ogóle mi się nie podoba - mówi Wojciech Piechota, wiceprezes spółdzielni Na Skarpie. - To bzdura. Przecież mieszkańcy płacą podatki i to w gestii miasta leży zapewnienie bezpieczeństwa oraz oświetlenia ulic. Mam nadzieję, że MZD nie przedstawi pomysłu w ten sposób, że jak zapłacimy, to będziemy mieć oświetlenie, a jak nie, to wyłączą światło. Na to się nie zgodzimy.
Na razie nie wiadomo jeszcze, ile miastu udało się zaoszczędzić na oświetleniu.
