- Skrzypce potrafią zadawać ból?
- Potrafią, zwłaszcza gdy gra się wiele godzin dziennie. Cierpi zwłaszcza kręgosłup, bo gra na skrzypcach to nie jest naturalna pozycja. Cierpi też słuch.
- Podobno wielu skrzypków cierpi na problem ze słuchem...
- ...bo natężenie dźwięku bezpośrednio przy uchu jest duże. Przygotowując się do konkursu zaczęłam już odczuwać skutki uboczne - brzęczenie w uszach. Ale przeszło.
- Mam nadzieję, że nie skończysz kariery jak Beethoven.
- Nie zamierzam (śmiech).
- Fachowcy twierdzą, że dla skrzypka dobry słuch jest znacznie ważniejszy niż dla pianisty.
- Tak, bo w fortepianie znamy brzmienie każdego dźwięku, można sobie ten dźwięk po jakimś czasie wyobrazić. Intonacja na skrzypcach to znacznie trudniejsza sprawa, przesunięcie palca o milimetr powoduje zmianę dźwięku o ćwierć tonu.
- Byłaś typem dziecka, które sięgnęło po skrzypki, a po godzinie wyskrzypiało już pierwszą melodię?
- Ależ zupełnie nie! Zaczęłam uczyć się grać dopiero w wieku 7 lat, kiedy poszłam do szkoły muzycznej. Tyle tylko, że lubiłam śpiewać i rytmika w przedszkolu dawała mi dużo przyjemności.
- Niektóre dzieci w tym wieku już grywają z orkiestrą.
- Podeszła do mnie ostatnio mama pewnej małej dziewczynki i pytała, ile godzin dziennie ćwiczyłam w dzieciństwie. Gdy próbowałam sobie przypomnieć, doszłam do wnosku, że te początki wcale nie były szczególnie męczące. Mama nakłaniała mnie, żebym grała pół godziny przed Dobranocką w telewizji i strasznie mi się ten czas dłużył. Ale z drugiej strony granie sprawiało mi przyjemność. Mój nauczyciel Tomasz Kamiński po każdej lekcji prosił mamę, żeby kupowała mi w nagrodę czekoladę. Czekolada mnie mobilizowała.
- Cudowne dziecko urosło dzięki czekoladzie?
- Nie takie cudowne. Pamiętam, jak pojechałam z panią nauczycielką na konkurs do Wrocławia. Miałam wtedy 13 lat i po raz pierwszy zobaczyłam, jak dzieci potrafią grać na skrzypcach. To był szok, wypadłam wtedy dość słabo. Kiedy wyjechałam uczyć się do Poznania, mój profesor Marcin Baranowski też nie był wniebowzięty moją grą. Przez rok cofnęliśmy się do podstaw, grałam wprawki dla początkujących.
- Jak twoją edukację muzyczną przeżyli sąsiedzi?
- Wiadomo, początki gry na skrzypcach to jedno wielkie skrzypienie. Na szczęście w rodzinnym domu mam wspaniałych sąsiadów. Sąsiad, który mieszka nad nami, po konkursie przyniósł mi kwiaty, a kiedy ćwiczyłam konkurs Czajkowskiego, spotykając tatę na korytarzu, prosił, żebym częściej i głośniej go grała, bo to jego ulubiony utwór. W Poznaniu, w którym obecnie mieszkam, jest trochę gorzej, bo wynajmuję mieszkanie w starym bloku i tam nie sposób ćwiczyć nie uprzykrzając życia sąsiadom, ćwiczę zatem tylko w Akademii.
- Jesteś zdyscyplinowana?
- Niestety, jestem dość leniwa i ćwiczenie nie przychodzi mi z łatwością. Ale regularność ćwiczeń jest bardzo ważna. Trzeba codziennie dotykać instrumentu.
- Skrzypce nie sprzyjają kobiecym dłoniom.
- To prawda, muszę mieć krótko obcięte paznokcie. Ale podobno moja budowa dłoni bardzo dobrze pasuje do tego instrumentu.
- Występowałaś w różnych konkursach, ale Konkurs Wieniawskiego był szczególny, nie dość, że bardzo prestiżowy, to jeszcze w mieście, w którym studiujesz.
- Dlatego bardzo się tego obawiałam, jak zawsze gdy gram przed rodziną czy przed znajomymi. Zupełnie niepotrzebnie, okazało się, że kciuki, które za mnie zaciskali znajomi, bardzo pomagały.
- Nie ma wyścigu szczurów wśród skrzypków?
- Oczywiście, że jest i odbywa się na całym świecie. Na egzaminach do europejskich orkiestr można grać bardzo dobrze i przegrać ze skrzypkiem z Azji, który zagra coś w takim tempie i tak perfekcyjnie, że zdyskwalifikuje resztę. W takich konkursach liczy się wiele czynników, w tym szczęście i siła przebicia.
- Nie kusi cię na koncertach, żeby odejść od wskazówek kompozytora?
- Bardzo. Na konkursie również starałam się nie grać "pod komisję", przez co musiałam stoczyć małą walkę z moim profesorem. Nie może być wyłącznym celem muzyka, żeby niczym nie podpaść komisji i dojść jak najwyżej. Lepiej próbować zainteresować swoją muzyką, nawet jeśli przez to uzyskuje się metkę skrzypka kontrowersyjnego.
- Dlatego lubisz skrzypków-naturszczyków? Podobno słysząc cygańskiego skrzypka ulicznego automatycznie otwierasz portfel?
- Rzeczywiście mam słabość do tego rodzaju muzyki. Pewnego dnia w Poznaniu do tramwaju weszła grupa muzyków romskich. Grali tak rewelacyjnie, że nie chciało mi się wysiadać z tramwaju. Jechałam tak długo, aż wysiedli oni.
- Popadasz w kompleksy słuchając takich urodzonych skrzypków?
- Tak, budzi się we mnie bunt przeciwko akademickim ograniczeniom. Cyganie mają ogromne pole do popisu, bo muzykalność dziedziczą chyba w naturalny sposób. Dlatego łatwo odnajdują się również w muzyce klasycznej. Najlepszym przykładem jest Nemanja Radulović, który na konkursie w Hanowerze grał muzykę klasyczną z cygańskim temperamentem, nadając jej indywidualny charakter. Nie było to może całkowicie poprawne stylistycznie, ale nie można było nie przyznać mu pierwszej nagrody.
- Na konkursie zagrałaś wyśmienicie, ale nie ma przecież wykonań idealnych, nawet Artur Rubinstein fałszował niekiedy straszliwie. A jakie kiksy popełniła na konkursie Anna Maria Staśkiewicz?
- Hmmmm, Henryk Wieniawski nie jest moim ulubionym kompozytorem... Starałam się dotrzeć do jego muzyki i zagrać ją jak najlepiej, ale jeśli zdarzały mi się wpadki, to właśnie w utworach Wieniawskiego.
- Ustawiłaś palec o milimetr za blisko?
- Bywało, ale ważniejszy niż absolutna precyzja jest kontakt z publicznością i intensywność przekazu. Do tego trzeba dążyć, nawet kosztem drobnych kiksów.
- Konkurs wytyczył ci przyszłość. Teraz zapewne zostaniesz na uczelni, będziesz panią profesor, a studenci będą się uczyć na twoich nagraniach.
- Ależ gdzie tam! Mam nadzieję, że taki scenariusz się nie spełni. Chciałabym jak najdłużej się uczyć. W najbliższym czasie jest to niemożliwe, bo gram bardzo wiele koncertów i program, który nie do końca jest moim programem (ten Wieniawski...). Ale po tych koncertach będę budowała już nowy repertuar. Zakładamy też z przyjaciółmi kwartet, będziemy grali muzykę kameralną.
- Już się przestraszyłem, że uciekniesz w stronę jazzu, którego sporo podobno słuchasz.
- Jazz bardzo lubię, ale chyba jeszcze do wykonywania go nie dorosłam.
- Po konkursie rozdzwoniły się telefony?
- Tak, to jest bardzo przyjemne. Mam sporo propozycji koncertowania, właśnie wyjeżdżam na koncerty do Brazylii.
- Planujesz emigrację?
- Pewnie wyjadę na studia zagraniczne, co będzie później, zobaczę. Trochę się już zasiedziałam w Poznaniu i chciałabym zmienić na jakiś czas środowisko.
- Nie dość ci nauki?
- Im dłużej tym lepiej. Studia to jednak lata beztroski. Gdy się je skończy, trzeba będzie poważnie myśleć o stabilizacji, również tej materialnej, a wolę ten czas odsunąć.
- Studiować, aby być tak wielkim skrzypkiem jak...
- Na przykład Radulović, to jest człowiek, który jest w 100 procentach sobą. Nawet Bacha gra po swojemu. To jest tak piękne muzycznie, że człowiek nawet nie zastanawia się nad tym, czy to piękno jest poprawne. Podobnie Tatiana Grindienko, która jest zawsze wierna sobie, nawet jeśli nie wszystkim się to podoba.
- Zaraz, zaraz, a wielcy tego świata: Perlmann, Heifetz, Szeryng, Menuhin?
- Zdarzało mi się w wielkim uniesieniu czekać na koncert wielkiej gwiazdy i wychodzić z poczuciem całkowitego rozczarowania. Wiele razy rozczarowałam się wielkimi nazwiskami.
- Królowie skrzypiec również bywają nadzy?
- Również.
ANNA MARIA STAŚKIEWICZ
jest torunianką (choć urodzoną w Będzinie), ma 23 lata i sporą kolekcję wygranych konkursów muzycznych, w tym zdobyte niedawno trzecie miejsce (Brązowy Medal i 15 tys. dolarów) w jednym z najbardziej prestiżowych - Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Henryka Wieniawskiego. Do Konkursu przygotowywał ją prof. Marcin Baranowski.
KRYTYCY O WYSTĘPACH ANI:
"Staśkiewicz prezentowała ładny gatunek dźwięku, ujmującą czułość, delikatność i elegancję"
ADAM ROZLACH, Polskie Radio
"Jasno brzmiące skrzypce i jasna, ujmująca naturalnością osobowość"
JOLANTA BRÓZDA, Gazeta Wyborcza
Staśkiewicz grała z niezwykłym dźwiękiem, szlachetnie i ciekawie (...) Jakby malowała dźwiękami z wielokolorowej palety.
MARCIN OSTROWSKI, TVP
W części II (konceru Szostakowicza - red.) skrzypaczka była niemal opętana muzyką, zagarniając słuchaczy w krąg szalonej, choć gorzkiej zabawy. Z namiętnej, pogłębionej wyrazowo części II Staśkiewicz wpadała w finałowy, rozpasany galop, który porwał publiczność do gorącej, w pełni zasłużonej owacji".
TERESA DOROŻAŁA-BRODNIEWICZ, poznańska Akademia Muzyczna.