- Dowiedzieliśmy się czegoś o sobie przy okazji dyskusji o związkach partnerskich i zamieszaniu z kandydaturą Anny Grodzkiej na wicemarszałka Sejmu?
- Że jesteśmy konserwatywni? Tak przynajmniej można sądzić po naszych reprezentantach w parlamencie. Światopogląd chrześcijański, katolicki jest mocno reprezentowany i eksponowany w dyskusjach publicznych. O politykach dowiedzieliśmy się, że są cyniczni i instrumentalnie traktują różne wątki, ale czy to coś nowego? Ich wypowiedzi nie służą upowszechnianiu wiedzy na temat np. związków partnerskich, tylko rozgrywaniu między- i wewnątrzpartyjnych wojenek. Z kolei media elektroniczne pokazały, że łatwiej im jest nagłośnić taki temat niż przygotować np. poważną debatę ekonomiczną, do której potrzebna jest wiedza.
- Ta dyskusja była potrzebna, czy raczej uznamy ją za stratę czasu?
- Z różnych badań wynika, że homoseksualiści stanowią 3-5 proc., a nawet 10 proc. społeczeństwa, przy czym lesbijek jest mniej niż gejów. A mamy 38 milionów Polaków, łatwo policzyć. Dołóżmy do tego nieformalne związki heteroseksualne, w których rodzi się coraz więcej dzieci. Młodzi ludzie coraz częściej rezygnują z zawarcia małżeństwa ze względów światopoglądowych, ale też dlatego, że nie mają pieniędzy na wesele, na utrzymanie. Boją się również, że związek nie przetrwa próby czasu, a rozwód to kolejny wydatek. To jest wielka rzesza ludzi, którzy powinni mieć jakieś prawa. Może wspólnego opodatkowania lub dziedziczenia? Padają głosy, że nie trzeba niczego zmieniać, bo można u notariusza podpisać stosowne papiery, ale to są zawsze koszty. Nieżyjący Jerzy Waldorff nie obnosił się ze swoim homoseksualizmem, przez kilkadziesiąt lat żył z jednym i tym samym partnerem. Sam zadbał o przyszłość partnera stosownym zapisem w testamencie. Nie wszyscy zrobią tak samo, bo nie znają obowiązującego prawa, ale najczęściej brakuje im środków na załatwienie formalności.
- Gospodarka kręci się coraz słabiej, bezrobocie rośnie, płace spadają, a czy posłowie zajmują się naprawdę ważnymi sprawami?
- Wszyscy życzylibyśmy sobie, żeby zajmowali się samymi poważnymi sprawami, ale jedno nie wyklucza drugiego. Odnoszę wrażenie, że politycy i media niekoniecznie chcą dyskutować o kryzysie, bo to trudny temat. Wymaga od dyskutujących kompetencji, nie tylko ferowania opinii i agresywnych komentarzy. Natomiast uważam, że związki partnerskie są ważne i powinno się o nich debatować równolegle z tematami ekonomicznymi.