- Ratownicy wciąż szukają łodzi, a tym samym osoby, która zaginęła - mówi Bogdan Sajko ze Stacji Ratownictwa Morskiego w Darłowie. - Mają problemy ze zlokalizowaniem łodzi, która poszła na dno na głębokości 30 metrów.
Jak już podawaliśmy, podczas rejsu na pokładzie było 9 osób - szyper, jego żona oraz 22-letnia córka i sześciu wędkarzy z Miastka i okolic. Zaginęła żona szypra, która nie zdążyła się uratować, gdy łódź zaczęła iść na dno - kobieta była w tym czasie w kabinie, a towarzyszący jej załoganci nie zdążyli jej wyciągnąć.
Ich natomiast wyciągnęli z wody pływający w pobliżu rybacy. Jednostka SAR zabrała uratowanych do darłowskiego portu; wszyscy są w dobrym stanie.
Wstępnie wiadomo, że łódź zaczęła tonąć, gdyż uczestnicy rejsu stali po jednej stronie pokładu. - Doszło do przechyłu i łódź wywróciła się - mówi Bogdan Sajko.
Dodajmy, że morze jest dziś spokojne, stan wynosi 2 - 3 stopnie w skali Beauforta.
Na razie nie wiadomo, w jakim stanie technicznym była łódź należąca do szypra z Darłowa. - Takie prywatne jednostki, służące do komercyjnych rejsów, nie podlegają bowiem naszej kontroli - mówi Mirosław Krajewski, zastępca dyrektora Urzędu Morskiego w Słupsku.
Wiadomo na razie jedynie, że jednostka, która zatonęła, miała 8 - 9 metrów długości. To był prawdopodobnie jej dziewiczy rejs.
Zobacz także w Głosie Koszalińskim